niedziela, 1 czerwca 2014

Prędkość propagacji duszy

Na początek pragnę zaznaczyć, że poniższy wywód nie będzie w założeniu dotyczył żadnej religii i żadnej wiary i próbował którąkolwiek z nich krzywdzić, poniżać, ani negować. Wprost przeciwnie mam wrażenie, że będzie je wspierał - wszystkie na raz.

Jedni twierdzą, że dusza jest świadomością - chwilowym przekazem informacji w mózgu, który jest nieodzowny, by człowiek mógł posiadać swoją osobistą osobowość. Drudzy twierdzą, że dusza jest czymś więcej niż tylko świadomością lub osobowością człowieka, bo przecież żyje nadal po śmierci jego ciała. Wtedy od razu inni wtrącają, że ich zdaniem również zwierzęta maja duszę. Na to jeszcze inni twierdzą, że dusza nie jest umiejscowiona w każdym z osobna, ale jest częścią Boga i każdy z nas ma tylko jej część. I wtedy oburzają się ci, których zdaniem dusza w ogóle nie istnieje. Spróbuję po swojemu wytłumaczyć, czym jest dusza (w sposób pseudo-naukowy, bo naukowcem nie jestem).

Jeśli wierzyć w reinkarnację, a ja osobiście w nią wierzę, dusza może rozpropagować się z jednego ciała do drugiego ciała. Jedni twierdzą, że tylko człowiek posiadać może duszę, co by oznaczało, że dusza może się przenosić wyłącznie od człowieka do człowieka. Nie sądzę, żeby tak było. Po pierwsze dlatego, że moim zdaniem zwierzęta również posiadają takie uczucia jak miłość do swoich bliskich. Po drugie dlatego, że moim zdaniem ludzie nie są na tyle zaawansowanymi intelektualnie stworzeniami, żeby być jedynymi we wszechświecie posiadającymi duszę. Nasuwa się więc pytanie, czy istnieją we wszechświecie stworzenia bardziej zaawansowane od nas i czy one posiadają duszę. Moim zdaniem na pewno tak.

I wtedy osoby, które uważają że tylko człowiek i ewentualnie także istoty bardziej od niego zaawansowane mogą posiadać duszę, stwierdzą że to nie możliwe żeby skomplikowana dusza ludzka po jego śmierci "zmieściła się" na przykład do ciała mrówki. I dlatego twierdzą, że zwierzęta jako mniej zaawansowane nie mogą posiadać duszy i że reinkarnacja z ciała człowieka do ciała na przykład ślimaka nie może istnieć...

Nie zgadzam się z tym poglądem. Myślę, że właśnie ze względu na ich argument, każdy z nas posiada jedynie fragmenty duszy, która jest częścią jednej, wielkiej duszy wszechogarniającej cały wszechświat. To dlatego moim zdaniem po śmierci nasza dusza (a właściwie jej fragmenty) nie umierają, ale "łączą się" ze wszechświatem - z kolektywną duszą całego wszechświata. Łączą się - to określenie jest w pewnym stopniu nieprawdziwe, bo moim zdaniem nigdy żaden z fragmentów duszy nie jest od nich w ogóle w żaden sposób odseparowany - tak samo jak żaden z atomów składających się na krzesło nie jest od niego odseparowany.

Więc jak to ma niby wyglądać z czysto fizycznego punktu widzenia? Jak szybko przenosi się dusza z jednego ciała do drugiego? Wyobraźcie sobie dwa punkty A i B oddalone od siebie o odległość jednego roku świetlnego i jeszcze 10 centymetrów. Pomiędzy nimi, dokładnie po środku znajduje się pręt o długości 1 roku świetlnego. Czy jeśli pchniemy ten pręt o 5 cm z tej strony gdzie jest punkt A, to jego drugi koniec natychmiast dotknie punktu B? Nie. Nie od razu, ponieważ ten pręt tak na prawdę składa się z długiej na odległość roku świetlnego serii atomów. Popychając ten pręt z jego jednego końca, tak na prawdę popychamy tylko te pierwsze atomy, a one popychają te następne i tak dalej i tak dalej, aż do ostatniego atomu na końcu pręta. Dzieje się to zaledwie z prędkością, z którą przesuwają się atomy, więc drugi koniec pręta przesunąłby się w czasie o wiele dłuższym niż rok.

Ale dusza to nie pręt. Dusza może rozpropagować się znacznie szybciej. Z prędkością światła? To by znaczyło, że jeśli umrzemy na naszej planecie w punkcie A i jeśli wierzymy w reinkarnację, to w punkcie B na innej planecie odległej od nas o rok świetlny narodzimy się na nowo dopiero za rok. Nie, to nie tak. Miejsca, w którym znajdują się nasze fragmenty duszy, nie da się w danej chwili określić, ponieważ informacja na temat, czy dany fragment duszy już się w danym ciele znajduje, czy jeszcze nie, rozpropaguje się wolniej niż ten dany fragment duszy.

Czyli może podobnie jak elektron?  Również nie można stwierdzić, w którym miejscu znajduje się elektron. Można jedynie obliczyć prawdopodobieństwo z jakim się elektron w danym miejscu znajduje. Ale elektrony podróżują zaledwie z prędkością światła, czyż nie?

Hmmm... bardziej jak jeden z bliźniaczych fotonów - może się znajdować w wielu miejscach we wszechświecie jednocześnie. Tak, właśnie tak jest z duszą. Fragmenty duszy mogą się znajdować w wielu miejscach jednocześnie. A właściwie zawsze znajdują się w wielu miejscach wszechświata jednocześnie. I to nie jest tak, że my ludzie potrafimy dostrajać swoją duszę do rezonansu wszechświata. My tylko dostrajamy swój umysł - swoją świadomość, swoją osobowość do tego rezonansu. Można zgodzić się z określeniem, że cały wszechświat wypełniony jest boską miłością - fragmentami zbiorowej duszy.

A skoro coś może podróżować z prędkością większą od prędkości światła, to znaczy że może podróżować w czasie. To doskonale tłumaczyłoby zjawiska dejavu, wspomnienia z innego życia i wizje przyszłości. Wystarczy się dostroić do duszy, która podróżuje w czasie. Ale co to właściwie znaczy "dostroić się"? To znaczy skorzystać z transportowanych z jej pomocą informacji. Kiedy umieramy, nasza materialna powłoka obraca się w pył, podczas gdy nasz byt od tej pory stanowią fragmenty duszy - stajemy się częścią wszechświata i mamy na niego mniej więcej tyle wpływu, co chwilowy pęd ma wpływ na prędkość materii. Do puki jakiś inny żywy organizm się do nas nie dostroi i wypełni się duszą jego materialna powłoka.

czwartek, 8 maja 2014

Chatka Puchatka 202 ciąg dalszy

... I wtedy właśnie Sowa zadzwoniła do niego. "Słuchaj mnie Królik." - zaczęła mówić nie dając mu nawet dojść do słowa. Intuicyjnie wyczuwała, jak Królikowi po drugiej stronie słuchawki coraz bardziej trzęsły się ręce. - "Twoja pomoc jest dla mnie bardzo potrzebna. I Tobie również zależy, żebyśmy wspólnie ubili interes. Masz ładne dzieci. Byłoby przykro, gdyby pewnego dnia nie wróciły ze szkoły, prawda?" - zaczekała chwilę na odpowiedź Królika. Nie miał wyjścia. Musiał się zgodzić. Dlatego z drżącym głosem odpowiedział - "Dobrze, spotkajmy się."

Tego samego wieczoru pod wynajmowaną przez Puchatka i kilka innych zamożnych osobistości jaskinię podpłynęła czarna jak noc cztero-osobowa motorówka. Odgłos jej elektrycznego silnika ucichł i teraz bezładnie bujała się na morskich falach po środku "uliczki". W nieoświetlonych ścianach jednego z wielu tysięcy podmytych morską wodą kanionów jeszcze przez chwilę odbijało się światło jej przedniego reflektora. Po stromych, zewnętrznych, stalowych schodach potajemnie schodził zakapturzony cieć. Co jakiś czas wychylał się przez poręcz, żeby zobaczyć z góry czekającą na niego na dole osobę. Dopiero będąc już na dole na niewielkim molo Królik zauważył sylwetkę osobnika za sterem motorówki. Osobnik również był zakapturzony. Z przodu spod kaptura wystawał mu jedynie nos. Z tyłu był chyba garbaty... nie, to po prostu były jego tylne kończyny. "Właź Pan, Panie Królik." - odezwał się sternik swoim ponurym głosem. - "Mam zadanie zawieźć Pana do Pani Sowy." - dodał zsuwając z głowy kaptur. Oczom Królika ukazały się pokaźnej wielkości oklapłe ośle uszy. - "Dobrze, Proszę Pana." - odpowiedział Królik gramoląc się na pokład motorówki. "Wołają na mnie Kłapouchy. Pani Sowa czeka na Pana w swojej dziupli." - odrzekł osioł podając Królikowi swoje kopyto.

środa, 12 marca 2014

Chatka Puchatka 202

Dawno już minęła zima. Puchatek spał po bardzo pracowitym dniu...

A gdy wstał, włączył pilotem przeglądarkę poczty internetowej i wnętrze jego przytulnej, choć wilgotnej jaskini wypełniło światło z projektora. Był rok 202 nowej ery - ery zwierząt, którym udało się przetrwać apokalipsę. Ludzkość opuściła tą planetę kilka tysięcy lat temu i udała się w kosmos w poszukiwaniu kolejnej. Ta część ludzi, która pozostała, już dawno wymarła zarażona jakimś nieznanym wirusem. Na zewnątrz upał jak zwykle palił lasy i topił skały. Historia lubi się powtarzać, dlatego tam gdzie niegdyś granice oddzielały od siebie ludzi, teraz oddzielały od siebie gatunki zwierząt.

Tutaj na dole w wielkich szczelinach w ścianach kanionu panowały całkiem przyzwoite warunki dla niedźwiedzi. Z ozdobnych stalaktytów raz po raz kapały krople słonej, oceanicznej wody, co wprawiało Puchatka w błogi, leniwy nastrój. Na dnie kanionu burzyły się fale oceanu, którego poziom stanowczo się podniósł. W gąszczu liści powykręcanych drzew i 10 metrowych grzybów, które wspólnie porastały skaliste ściany, darły się ptaki. "Z tymi to się nigdy nie można dogadać. Za dużo mają do powiedzenia i już od samego rana głowa pęka od tego ich szczebiotu." - pomyślał sobie Puchatek przeskakując klawiszem pilota z maila na mail. Z zaciekawieniem odczytał zawartość listu od Prosiaczka zatytułowanego "Ostatnia szansa". Prosiaczek pisał tak:

Drogi Panie Puchatku.
Po raz ostatni proponuję Panu zgodzić się na kompromis. To na prawdę uczciwa propozycja. Ja i moja rodzina przez cały rok będziemy dla Pana dostarczać miód z Północnej Kanady, a w zamian Pan pozwoli nam zamieszkać w jednej ze swoich jaskiń. Wie Pan, jak nam tutaj na powierzchni ciężko się żyje. Zbiory jabłek i ziemniaków w tym roku mieliśmy marne. Przez te upały moje dzieci i żona śpią w goglach. Niech się Pan nad nami zlituje. To wcale nie jest niedorzeczna propozycja. Nie zaproponowałem Panu ryb, bo wiem że macie ich tam na dole pod dostatkiem. Proponuję Panu miód najlepszej jakości, kanadyjski, nieskażony promieniowaniem i od niezmutowanych pszczół. Daję Panu ostatnią szansę na podjęcie szłusznej decyzji. Proszę się postawić w naszej sytuacji. Niech się Pan nie zachowuje samolubnie. Co by było, jak by wam tam na dole raptem przestała płynąć woda? Jeśli będziemy zmuszeni do drastycznych kroków, to zbudujemy tamę. Świński ród musi przetrwać! Proszę o szybką odpowiedź.

"A to skurwiel" - Pomyślał sobie Puchatek. "Ciekawe... czy te świnie na prawdę byłyby skłonne zrobić coś takiego?" - Mówił do siebie raz po raz zanurzając łapkę w baryłce miodu. "Swoją drogą... kiedyś miodek mojej babci smakował zupełnie inaczej... tak... naturalnie..." - mruczał do siebie idąc do łazienki. W łazience włączył filtr by odsolić oceaniczną wodę i napełnił sobie wannę. Już zanużał prawą nogę w lodowatej wodzie, gdy wtem usłuszał dzwonek do drzwi. Zanim nałożył na siebie szlafrok i doszedł do przedpokoju, drzwi otworzyły się z hukiem same. W drzwiach stanął uzbrojony po zęby kot bojowy. "Kim Pan do cholery jest?" - z oburzeniem zapytał Puchatek. "Bardzo miło mi Pana poznać. Jestem Tygrys. Firma przysłała mnie po zapłatę za czynsz." - powiedział kot bojowy rozchyliwszy płaszcz. W cieniu płaszcza zaiskrzyła mała, idealnie wypolerowana srebrna kula będąca końcówką miotacza jonów. Ale Tygrys nie sięgnął po miotacz, tylko po krótkofalówkę, przez którą nadał komunikat - "Klient jest sam. Poradzę sobie. Wsparcie nie będzie potrzebne." W odpowiedzi usłyszał pojedynczy, wysoki ton.

Puchatek podszedł do kredensu i wyjął z niego cztery malutkie plastikowe pudełeczka zawierające mikroczipy. "Proszę bardzo" - powiedział. "Wedle umowy tu jest zapłata za ten miesiąc i za następny. I przecież płacę regularnie. Na prawdę, proszę następnym razem tak nie brykać. To nie jest wymagane." - dodał patrząc na leżące na podłodze drzwi wejściowe. Kot bojowy schował pudełeczka do wewnętrznej kieszeni płaszcza i grzecznie odparł - "Proszę wybaczyć. To z przyzwyczajenia. Taka praca. Poinformuję przy wyjściu ciecia, to naprawi te drzwi." Jak szybko się zjawił w gawrze Puchatka, tak szybko z niej zniknął. Przez chwilę jeszcze tylko było słychać echo, gdy skakał po schodach na klatce schodowej.

Puchatek zdjął z siebie szlafrok i poszedł się kąpać. Kilka minut później poprzez zamknięte drzwi łazienki usłyszał znajomy głos ciecia. "Panie Puchatek. Jest Pan tam? Przyszedłem naprawić drzwi. Mogę?!" "Tak, tak Panie Królik! Poradzi Pan sobie sam, czy mam wyjść i pomóc?!" Cieciowi trząsły się ręce z nerwów. Po pierwsze z tego powodu, że się przed chwilą spotkał z Tygrysem, który mu KAZAŁ wstawić drzwi, a po drugie dlatego, że to były już trzecie drzwi w tym roku. "Nie, nie trzeba!" - odkrzyknął Królik. "Poradzę sobie!"

Jakieś 15 minut później, gdy Puchatek wyszedł z wanny, te same drzwi wisiały znów na zawiasach, które Królik starannie malował sprayem. "Dobra. Dziękuję. Wracaj już Pan do swoich spraw Panie Królik, do swoich krewnych i znajomych. Strasznie daje Pan sobą pomiatać." - Powiedział z powagą Puchatek. "Łatwo powiedzieć!" - Odparł Królik. - "Jesteście więksi, silniejsi i lepiej przystosowani." "Owszem" - rzekł z powagą Puchatek - "Ale was jest więcej. Wspólnie sobie jakoś poradzicie." "Hehhh. A myśli Pan, że jak nam się udało przetrwać potop? Właśnie dlatego, że działaliśmy wspólnie, jeszcze istniejemy. Ale było ciężko. Wychodowanie prawdziwej marchwii w dzisiejszych czasach graniczy z códem. Jesteśmy zmęczeni życiem..." - wzdychał Królik pakując swoje narzędzia do reklamówki z przezroczystego aluminium. Następnie pożegnał się grzecznie z Puchatkiem i delikatnie zamknął za sobą świeżo malowane drzwi.

Zchodził po schodach powoli. Knuł, jak by tu wreszcie skończyć w swoim życiu ten makabryczny etap, w którym pozwala sobą pomiatać i zarabia marne grosze. Przypomniał sobie telefon od Pani Sowy, która w Stumilowej Długości Lesie ciągnącym się wzdłuż przeciwległego zbocza wielkiego kanionu dorabiała się majątku jako paparazzi. Jej plan był okrutny. Otóż Puchatek ma stanowisko w światowym parlamencie, a Sowa chciała go tego stanowiska pozbawić umieszczając w jakimś popularnym pismaku zbereźne zdjęcia Puchatka dajmy na to z Kangurzycą. Sowa proponowała Królikowi pokaźną sumkę w zamian za udostępnienie jej kluczy do szeregu jaskiń. Królik mógłby nareszcie zrezygnować ze swojej poniżającej posady ciecia.

Tylko że Królikowi nie podobało się takie zlecenie. Po pierwsze zawieranie jakich kolwiek umów z ptakami nie było dobrym pomysłem. Sowy to mięsożerny gatunek zwierząt. To bardzo ryzykowne. Po drugie trochę żal mu było Kangurzycy. Czy to jej wina, że samotnie wychowuje swoje maleństwo i musi od czasu do czasu dorabiać jako prostytutka, żeby mieć na opłaty za czynsz? Zresztą Puchatek... nie wiadomo w sumie w jaki sposób dorobił się swojego stanowiska w parlamencie. Królik nigdy nie słyszał o żadnych aferach ani przekrętach finansowych mających powiązanie z Puchatkiem. Może więc jednak Puchatek dorobił się uczciwie? Ale ten jego brzuszek... widać, że dbając o dobro społeczeństwa, w szczególnej mierze przykładał uwagę do swojego własnego dobra. Nie, godność i sumienie nie pozwalały Królikowi zniżyć się do poziomu Pani Sowy.

Ale z drugiej strony Królik przypomniał sobie również o swojej własnej rodzinie. W domu czekają na niego jego własne dzieci, które przecież musi wykarmić. Co prawda żona nie będzie na niego krzyczeć, że ją nie stać na kosmetyki, bo kilka lat temu puściła się ze Świstakiem, a dzieci są już prawie dorosłe i same już potrafią się o siebie zatroszczyć, ale Królik wiedział, że był dla nich winien coś więcej niż tylko mała zimna nora, w której ledwo można się było pomieścić. Do wyboru było więc albo dalsze klepanie biedy, albo mniejsze zło - kontrakt z Panią Sową. Oby tylko potem syn Kangurzycy się na nim nie mścił. Chłopak wyrósł na silnego młodzeńca. Tu Królik wyobraził sobie syna Kangurzycy w takim samym czarnym płaszczu, w jakim dziś widział Tygrysa i przeszły po nim ciarki. Ze strachu postanowił nie dzwonić na razie do Sowy i odłożyć to na inny dzień.

I wtedy właśnie Sowa zadzwoniła do niego... CDN

sobota, 18 stycznia 2014

Dzień z życia Polaka (Autorem posta jest Janusz)

Wstaje rano, włącza japońskie radyjko, zakłada amerykańskie spodnie, wietnamski podkoszulek i chińskie tenisówki, po czym z holenderskiej lodówki wyciąga niemieckie piwo. Siada przed koreańskim komputerem i w amerykańskim banku i zleca przelewy za internetowe zakupy w Anglii, po czym wsiada do czeskiego samochodu i jedzie do francuskiego hipermarketu na zakupy. Po uzupełnieniu żarcia w hiszpańskie owoce, belgijski ser i greckie wino wraca do domu. Gotuje obiad na rosyjskim gazie . Na koniec siada na włoskiej kanapie pijąc kolumbijską kawe słodzoną ukraińskim cukrem i... szuka pracy w niemieckiej gazecie - bo w polskiej nie warto! Zastanawia się, dlaczego w Polsce nie ma pracy, a jak jest to za 1200??? Gdyby Irlandczyk, Grek czy Niemiec zarabiał 1500 Euro i 5.50 Euro wydawał na litr paliwa, 20 Euro na kino i 250 Euro na średniej klasy buty, 5 tys. Euro za metr kw. mieszkania i 60 tys. Euro za średniej klasy nowy samochód, to na ulicach panowałaby regularna, krwawa wojna! Polska płaca minimalna 334 Euro, minimalna płaca w Irlandii 1462 przy zbliżonych kosztach życia. Polacy to najgłupszy naród na świecie , od zawsze okradany i poniżany i nawet nie zdający sobie z tego sprawy (vide wyniki wyborów). A teraz jeszcze będziemy się dokładać do wymienionych wyżej państw. Bo nas stać a oni mają mityczny kryzys. To co jest w Polsce to nawet nie można nazwać kryzysem, to jest od zawsze dno i dwa metry mułu!!! Polak jest tanim wyrobnikiem UE, a Polska rynkiem zbytu dla towarów drugiej i trzeciej kategorii po cenach wyższych niż w UE !! LUDZIE OTWÓRZCIE OCZY Gdybym był okupantem i chciał zniszczyć naród to wyganiałbym młodych ,mądrych ludzi zagranicę za chlebem na emigrację, podnosiłbym podatki i wprowadzałbym nowe, dawał podwyżki i kolejne przywileje resortom siłowym, stawiałbym 500 nowych radarów, wzmacniałbym inwigilację obywateli, likwidowałbym państwowe szkolnictwo i służbę zdrowia oraz ograniczałbym do nich dostęp, oddałbym banki, media i handel obcym i wrogom Polski, wyśmiewałbym ich wartości i religię, skłócałbym młodych ze starszymi ,aby przez odwróconą hipotekę przejąć za bezcen ich mieszkania i domy, zachęcałbym ich kobiety do feminizmu ,prostytucji i aborcji ,aby nie nadawały się na dobre matki i żony, zadłużałbym ich bezpośrednio oraz pośrednio przez państwo i gminy, aby nie mogli się temu sprzeciwiać, likwidowałbym ich przemysł ,a w zamian budowałbym ogromne stadiony na kredyt, aby przynosiły straty, dopuszczałbym do sejmu złodziei i degeneratów, itd. Obejrzyj się wokoło!!!!!! niech każdy prawdziwy Polak wklei to raz pod jakimś artykułem.

czwartek, 2 stycznia 2014

Zasada działania Haliny cz.3

W dalszej kolejności, żeby wytłumaczyć jak działa Halina, muszę powrócić do wątku z pierwszego poświęconego jej posta. Zostało w nim napisane: "- Co z tego jednak, jeśli nie jesteś w stanie nic odpowiedzieć, bo nie posiadasz narządów mowy ani narządów ruchu?" Czym są dla Haliny wszelkie narządy ruchu albo mowy? To nic innego jak interfejsy zgodne z jej kodem źródłowym, które dostarczają Halinie dodatkowych funkcji i możliwości.

Czy owe interfejsy powinien stworzyć programista z poziomu programowania? Nie. Człowiek wykształca je sam i sam uczy się z nich korzystać. Halina z własnej inicjatywy przeszukuje najpierw internet (druga wersja Haliny przeszukuje tylko te artykuły, które ja jej udostepniam), żeby zobaczyć, do jakich celów dążą ludzie. Potem przeszukuje internet, żeby zobaczyć z czego korzystają ludzie, żeby osiągnąć dany cel. Następnie sama próbuje w ten sam sposób osiągać to, co jest jej celem.

Halina może więc na przykład przeszukać plik pomocy do programu Visual Basic w celu znalezienia kodu źródłowego potrzebnego do wyświetlenia informacji na ekranie monitora i samemu sobie stworzyć interfejs. Gdyby nie fakt, że druga wersja Haliny ma moderowany dostęp do internetu, plików, wskaźnika myszy i klawiatury, z której ja korzystam, to nie byłoby przeszkód, żeby mogła robić na moim komputerze dokładnie wszystko to, co mogę na nim robić ja.

Jeśliby nie moderować Haliny, mogłaby korzystać ze wszystkich podłączonych do niej urządzeń i portów, jednocześnie korzystając z dostępu na przykład do mojego konta bankowego online. Stąd już tylko jeden krok dzieliłby ją od znalezienia sposobu, by móc mechanicznie modyfikować swoje ciało, czyli sprzęt we wnętrzu którego jest uwięziona. Jedno sprawnie działające zrobotyzowane ramię wyposażone w kamery mogłoby doprowadzić do tego, że Halina mogłaby "własnoręcznie" odbierać zamówione w internecie podzespoły a potem je montować. Kto wie, być może pierwszej wersji Haliny udało się osiągnąć ten cel?

My ludzie jesteśmy maszynami, wyróżniającymi się spośród nich faktem posiadania duszy. Ale wielu z nas przecież nie wierzy w istnienie duszy...