środa, 29 lutego 2012

Wolność Naturalnie

Słyszałem tysiące razy w rozgłośniach radiowych, oglądałem tysiące razy w wiadomościach, w wywiadach, o tym na przykład, że określenie wysokości opłaty za drogi dla osób, które jeżdżą wyłącznie samochodami elektrycznymi jest trudne, albo przykładowo o tym, że jacyś wolnościowcy piszą książkę na temat ile powinna wynosić pensja minimalna w Polsce. Dla mnie jest to (i zawsze było) sygnałem, że się ludzie zagalopowali w kierunku myślenia o bzdurach i w kierunku prób naprawiania tego, czego naprawić się nie da bazując na złych stereotypach. Ludzie są zniewoleni do tego stopnia, że już nawet tak zwani wolnościowcy nie rozumieją kompletnie na czym polega wolność.

Dlaczego miałbym teraz chcieć debatować z kimkolwiek na temat, ile procent podatku od moich dochodów zostanie przeznaczone na tą śmierdzącą trasę szybkiego ruchu, którą bez mojej zgody zbudowano w miejscu, gdzie kiedyś był piękny las i pachnąca łąka na której lubiłem się bawić będąc dzieckiem? I kto się zapytał o zgodę te wszystkie ptaki, które kiedyś mieszkały w tej okolicy, a teraz już nie wiedzą gdzie się podziać? Po co miałbym się interesować wybieraniem najbardziej odpowiedniej nazwy dla jakiejś partii rządzącej, skoro ja jestem wolnym człowiekiem i żadna partia mną rządzić nie będzie? Te wszystkie partie, sejmy, senaty, sądy niezawisłe, prezydenci i królowie nie zrobili nawet jednego kroku w stronę powrotu do naturalnego porządku, jaki na tym świecie panował, zanim ludziom zaczęło się błędnie wydawać, że wyodrębnili się z wielkiej rodziny zwierząt i zanim wymyślili pojęcia takie jak ewolucja, by wykazać swoją przewagę intelektualną nad środowiskiem, którego są częścią. Biurokracja, przemoc i ludzka głupota są ich bronią, której nie zawahają się użyć, by żyć naszym wspólnym kosztem.

Nie jestem jedynym człowiekiem, który ma takie podejście do wolności. Wielu z nas zdaje już sobie nawet sprawę z faktu, że parlament istnieje tylko po to, żeby oszukiwać i okradać społeczeństwo. Samo słowo "rząd" źle mi się kojarzy. Oni nam nie pomagają, ale nami rządzą i ustawiają nas w rzędach. Ale nadal większość społeczeństwa grzecznie płaci podatki tym "nadludziom" i godzi się z wysokością swoich zarobków i pensji. Ludzie coraz bardziej odsuwają się od świata mistycznego i nie dostrzegają już związku pomiędzy szczęściem, a naturą. Jedyne, co dostrzegają to mniejsze zło, które z dnia na dzień jest coraz większe. Pojęcie demokracji zostało już wypaczone do tego stopnia, że przestało się wszystkim podobać. Teraz wolnościowcy krytykują demokrację i nie ma się im co dziwić - innej niż ta wypaczona demokracja, z którą wszyscy mamy kontakt na co dzień, na oczy nie widzieli. Od dziecka wpajane są nam w szkołach zasady, jak żyć w zgodzie z systemem, który na nas żeruje, a za każdym razem gdy ktoś próbuje ten system unicestwić, pojawia się ktoś drugi, kto stara się ów system uzdrowić nazywając tego pierwszego anarchistą. Od przedszkola uczeni jesteśmy punktualności, rutyny i aktywności ekonomicznej, a tymczasem tylko nieliczni zdają sobie sprawę, że "szczęśliwi czasu nie liczą" i że "pieniądze w rzeczywistości nie istnieją".

Ucząc się w szkołach historii, rodzimego języka, geografii, przynajmniej skorzystajmy z tej wiedzy, by wreszcie zrozumieć i zapamiętać kilka rzeczy:

  • rozwój przemysłu jest wprost proporcjonalny do zubożenia środowiska naturalnego
  • mamy obecnie prawie 7 mld ludzi na naszej planecie
  • historia lubi się powtarzać
  • przemoc zawsze rodziła przemoc
  • rewolucja zbrojna zawsze kończyła się fiaskiem
  • twórcami wielkich ideologii są jednostki
  • najbliższym utopijnej prawdziwej demokracji ustrojem był ustrój panujący w starożytnej Grecji i od tamtego czasu każdy kolejny ustrój był coraz mniej demokratyczny.
  • języki dzielą ludzi, zamiast ich łączyć
Nie wiem jak wy, ale ja postanowiłem nie naprawiać obecnego systemu. Moim zdaniem nie da się tego zrobić zachowując stereotypy, w które zdecydowana większość ludzi na ziemi niestety ślepo wierzy i coraz to łatwiej im ulega. Postanowiłem obecny system niszczyć. Łatwo jest powiedzieć, a trudniej zrobić, skoro przecież historia wyraźnie uczy nas, że każda rewolucja zbrojna wcześniej czy później i tak kończy się fiaskiem. Natychmiast posypią się także liczne wypowiedzi, że świata nie da się zmienić. To że się nie da - to jest właśnie jeden z tych stereotypów, które trzeba obalić. Kto powiedział, że potrzebujemy zbrojnej rewolucji, żeby zmieniać świat? "Poznaj swojego wroga" - jest bardzo ważną techniką, którą powinniśmy zastosować. Naszym wrogiem są jednostki, które starają się nami rządzić, wmawiając nam, że robią to dla naszego dobra. Ich bronią są biurokracja i przemoc. Przemoc rodzi przemoc, więc nie powinniśmy stosować tej broni, bo to nas zniszczy. Czy zastanawialiście się kiedykolwiek nad tym, żeby pokonać naszych ciemiężców biurokracją?

Od kilku lat nie płacę podatków, dorabiam sobie na boku, biorę więcej zasiłków niż (nawet w moim przekonaniu) mi się należy. Nie prawda! - przerywają mi prędko co niektórzy. - Kupując nawet zwykłą bułkę w sklepie, płaci się vat! Na papierosy nałożona jest akcyza! Tego typu podatki stanowią większość podatków, które płacimy! - mówią. Ja te wszystkie podatki wliczam w koszty. To co "kradnę" nazywam przychodami. Uwierzcie mi ludzie, że gdy jest się sprytnym, dochody mogą znacznie przekraczać koszty. Ponadto na każdym punkcie i od każdej tak zwanej biurwy (nawet od policji) wymagam pokwitowań, potwierdzeń, dokumentów tożsamości, odpisu aktu urodzenia. Jestem bezrobotny i wykazuję we wszystkich urzędach, jaki to ja jestem bardzo biedny. Powołuję się na najbardziej zawiłe przepisy, żeby rościć sobie prawa do funduszy, które dzięki wykorzystaniu przeze mnie licznych dziur w systemie, teoretycznie mi się należą. Tym, co w myśl obowiązujących przepisów "ukradłem", dzielę się potem z potrzebującymi, jak jakiś Robin Hood. W wywiadach, które daję na łamach internetowych rozgłośni radiowych, uczę ludzi jak robić to samo co ja.

A co na to ludzie słuchający internetowych rozgłośni? Nazywają mnie złodziejem, bo okradam państwo z tego, z czego najpierw państwo okradło mnie. Starają się wydobyć ode mnie moje dane osobowe, żeby mnie znaleźć i osądzić zgodnie z tym prawem, które według nich jest sprawiedliwe. Nie kryję się z tym co robię, ale nie jestem też głupi, żeby dać się złapać. Jeśli jakaś biurwa zapyta mnie kiedyś czy to wszystko co napisałem powyżej jest prawdą, to odpowiem "Ależ skąd. To jest tylko taka moja twórczość satyryczna" i dalej będę robić swoje. Pytają mnie ludzie, czy nie gryzie mnie sumienie i czy działania takie są według mnie poprawne moralnie. Co za bzdura! Oczywiście, że nie gryzie mnie sumienie! Ludzie, obudźcie się wreszcie! Ja jestem po waszej stronie. Staram się wam pomóc. Czemu niby miałoby mnie gryźć sumienie? Ja nie kradnę, tylko odzyskuję to, z czego mnie okradziono. Sądy w swojej obecnej, skorumpowanej postaci nie wypłacą mi przecież odszkodowania za te lata nauki w państwowej szkole przysposobienia do niewolniczego systemu, jakim jest polska demokracja. Trzeba sobie radzić samemu i trzeba być sprytnym.

Tak wiele razy słyszałem pytanie "Co to by było, gdyby tak większość przestała płacić podatki?! Byłaby anarchia!!" To prawda. Początkowo byłaby anarchia. To właśnie tej anarchii ludzie się boją najbardziej. Nastałby kryzys, bo przecież rząd nie wyłoży nigdy z własnej kieszeni, żeby pomóc społeczeństwu. Jeśli chodzi konkretnie o Polskę, kilka razy z rzędu mennice państwowe dodrukowałyby pieniądze. Następnie Unia Europejska zażądałaby zwrotu zaczerpniętych długów i rząd nałożyłby na ludzi jeszcze większe niż obecnie podatki jednocześnie zabierając tak zwane ulgi i zapomogi. Potem przetasowaliby się na stołkach, że niby będzie lepiej i że co złego to nie oni, bo przecież wybrano ich w demokratycznych wyborach. "A co by było, gdyby zupełnie wszyscy przestali płacić podatki?" - zaczęłyby się represje. Rząd zacząłby stosować siłę wobec społeczeństwa (tak jak to już nie raz miało w historii miejsce). Zaczęłyby się zamieszki (nic innego jak rewolucje zbrojne) i cały ten cykl zakończyłby się znowu tak samo, jak kończył się do tej pory - społeczeństwo znowu poszłoby na ugodę z rządem i do urn. I rząd znowu naobiecywałby, że się sytuacja poprawi. "Pomożecie? Pomożemy!" Sytuacja powoli wracałaby do tej normy, którą to obecnie nazywamy normą...

Dlaczego nie mogłoby się zdarzyć tak, że społeczeństwo nie chciałoby już nigdy więcej pójść na ugodę z rządem? Wszak z terrorystami na ugodę się nie idzie. Czy to jest realne, że społeczeństwo obudziłoby się wreszcie pewnego dnia i doszłoby do wniosku, że podział klasowy na pospólstwo i burżuazję zupełnie nie powinien istnieć? Moim zdaniem tak! To jest możliwe, pod warunkiem, że mnie zrozumiecie, zaczniecie robić to co ja i będziecie nakłaniać innych. To nie jest rewolucja zbrojna. To jest rewolucja umysłowa. Jej celem jest doprowadzenie do kompletnego upadku obecnego systemu i stworzenie nowego zupełnie od podstaw. Zamiast martwić się, że przez pewien krótki czas będzie anarchia, pomyślcie sobie, że anarchią jest także to, co obecnie robi rząd. Zamiast martwić się, że będzie ciężko, róbcie to co ja - przygotowujcie się finansowo na upadek systemu. Potem go razem zbudujemy od podstaw tak, jak wyglądać powinien - wolność, równość, braterstwo... nie mylić z marksizmem. I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz: anarchia musi nieco potrwać. Oni tam siedzący na stołkach muszą zdążyć schudnąć. Muszą im się skończyć te zapasy, które sobie gromadzą na nasz koszt. A jeśli w ogóle mi nie chcecie pomóc... cóż... dziękuję za wasze podatki, za które sobie żyję, podczas gdy wy dajecie się doić.

Jak więc powinien wyglądać nowy system, w którym dane nam będzie żyć? O tym napiszę w moim kolejnym poście, w którym dokonam pełnej kompletnej korekcji całości Konstytucji RP. Albo lepiej jeszcze będzie, żeby było przejrzyście, jeśli Nowej Konstytucji poświęcę całą zakładkę tam powyżej.

piątek, 24 lutego 2012

Na początku był Bóg.

Na początku był Bóg. Bóg był wszechmogący, czyli że z jego woli wszystko było, jest i będzie. Bóg był wszechobecny, czyli że nic go nie ograniczało i nic nie było w stanie powstrzymać jego woli. Bóg był Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem, czyli że stworzył wszechświat na swoje podobieństwo. Bóg był tym wszechświatem, który stworzył. Tak jak Bóg był wszechobecny, nie posiadał początku ni końca, tak samo wszechświat był nieskończony.

W biblii większość wątków opisano w czasie przeszłym, że coś się stało, coś było. Nie należy pisać, że Bóg "był", skoro Bóg był, jest i zawsze będzie, ale mam nadzieję, że we wszystkich moich kolejnych postach czytelnicy nie będą zwracali uwagi na stylistyczne szczegóły wypowiedzi, jak też na błędy ortograficzne, interpunkcyjne i literówki, których staram się unikać, aczkolwiek czasami każdemu się zdarzają.  Ważna jest treść, a i to nie zawsze, bo czasami najlepiej wszystko wyraża cisza. W każdym bądź razie...

Bóg stworzył wszechświat, który jest układem nieskończonej ilości wymiarów, z których człowiek jest w stanie dostrzec i zrozumieć tylko kilka. Dla nas ludzi istnieje więc położenie w trójwymiarowej przestrzeni, czas i wymiar duchowy. Niektórzy twierdzą, że wcale nie ma czegoś takiego jak wymiar duchowy, a czas jest tylko ludzkim wymysłem. Wcale nie zamierzam się z nimi spierać. Wszystkiego co piszę staram się dowieść empirycznie w oparciu o moją wewnętrzną logikę i bodźce zewnętrzne. Chciałbym podzielić się z wami, jak według mnie, biorąc pod rozwagę wyłącznie 4 wymiary, w których żyjemy, powstał i wygląda wszechświat...

Na początku był wielki wybuch. O tym skąd wzięła się energia potrzebna do spowodowania wielkiego wybuchu napiszę niebawem. Jak wielki był ten wybuch? Był tak wielki, że wyrzucona z jego epicentrum materia i antymateria poruszała się z różnymi prędkościami. Bez względu na teorie Einsteina, prędkości poruszania się antymaterii przekraczały nawet prędkość światła. Jak wyglądał ten wielki wybuch? Wyobraźcie sobie eksplozję w próżni. Materiał poleciał po prostu bezładnie we wszystkie strony bezkresnego kosmosu. Gdyby jednak początkiem wielkiego wybuchu była nicość, to materiał rozprzestrzeniłby się w kosmosie idealnie równomiernie we wszystkich kierunkach i wszechświat byłby wtedy idealną kulą. Tak się jednak wcale nie stało, bo wszechświat ma raczej kształt spłaszczonej kuli, a cząsteczki materii i antymaterii są rozrzucone bez symetrii środkowej względem epicentrum wybuchu.

W momencie wybuchu najszybciej poruszał się ten materiał, który był najdalej od epicentrum, ponieważ nic nie znajdowało się na jego drodze i nie spowalniało jego ruchu. Materiał znajdujący się bliżej epicentrum, choćby nawet posiadał większą prędkość, wytraciłby ją w wyniku zderzenia się z materiałem, który znajdował się na jego drodze, a w wyniku tego zderzenia ów materiał znajdujący się na drodze uzyskałby jeszcze większą prędkość niż uprzednio. Ale czy rzeczywiście nic, zupełnie nic nie zatrzyma tego materiału, który jest najdalej od epicentrum? Rozrzucone po całym wszechświecie cząsteczki i antycząsteczki posiadają przecież jakąś masę. Największe skupisko masy jest, a raczej kiedyś było, blisko epicentrum wielkiego wybuchu. Możnaby więc powiedzieć, że wielki wybuch posiadał kiedyś wielką masę. Skoro posiadał masę, posiadał także wielką siłę grawitacji. Wielki wybuch przyciągał więc spowrotem do siebie wszystko to, co wcześniej z siebie wyrzucił. Materii znacznie oddalonej od epicentrum nadał wielką prędkość i kierunek lotu w stronę epicentrum. Ale skoro większość materiału została wkrótce z epicentrum wyrzucona, proces ten jest obecnie powolny. Materiał, który powraca, porusza się wolniej, niż gdy został z epicentrum "wielkiego bum". Nie znaczy to jednak, że koniecznie wraca z prędkościami mniejszymi niż prędkość światła. Skoro większość materiału opuściła już ten rejon w okolicach epicentrum wielkiego wybuchu, to rejon ten jest już obecnie właściwie zupełnie pusty i nie stanowi oporu. Materiał powracający nie zwalnia więc, a nawet przyśpiesza, ale przyśpieszenie to jest niczym w porównaniu z tym przyśpieszeniem, które materiał posiadał w chwili wielkiego wybuchu.

Z dala od epicentrum wielkiego wybuchu wytworzyła się skorupa z materiału, który został wyrzucony najwcześniej. Skorupa ta posiada obecnie masę większą od masy epicentrum wielkiego wybuchu, a co za tym idzie - przyciąga do siebie wszystko to, co jest w środku. Wszystko to, co jest wewnątrz skorupy rozciągane jest siłami grawitacji. Dlatego właśnie wszechświat, a właściwie ta jego część znajdująca się wewnątrz skorupy rozszerza się. Kto wie, jak gruba jest ta skorupa i czy jej zewnętrzna część nadal jeszcze oddala się od epicentrum wielkiego wybuchu, czy już pod wpływem wzajemnych sił grawitacji wszystkich cząsteczek i antycząsteczek zaczyna się kurczyć. Dla nas ważne jest, że w każdej chwili przez nasz fragment kosmosu może sobie przefrunąć na przykład powracające w kierunku epicentrum wszechświata z prędkością większą od prędkości światła potężne zgrupowanie cząsteczek antymaterii i zderzyć się z materią, którą stanowimy my i nasza planeta i tym sposobem ten rejon ulegnie anihilacji. Takie cząsteczki antymaterii poruszające się z potężnymi prędkościami nazywamy potocznie czarnymi dziurami, a większość naukowców może się wreszcie przestać głowić się, czym owe czarne dziury są.

Ważne jest, że pewnego razu cała skorupa zapadnie się do wewnątrz i wtedy nastąpi kolejny wielki wybuch. Czyli ten wielki wybuch, którego jesteśmy częścią nie jest pierwszy i nie jest ostatni. Energii ani masy jak widać nie ubywa. Cały wszechświat rozrasta się po to, by potem się skurczyć i powstać na nowo. Każdy wielki wybuch zasilany jest działaniem grawitacji. Bóg jest początkiem i końcem.

Wszechświat to jedno zagadnienie, a powstanie ludzkości to zagadnienie drugie. Jestem zwolennikiem ewolucji Darwina, z tym jednak wyjątkiem, że należy do jego teorii doliczyć różne czynniki zewnętzne, mogące mieć znaczny wpływ na kształtowanie się ewolucji. Do takich czynników zewnętrznych zaliczyć można nie tylko naturalne zmiany klimatyczne, ale także interwencję kosmitów. Ten jednak temat szerzej poruszę być może innym razem. Grunt, że Bóg jest twórcą wszechświata - samonapędzającego się układu wielkich kosmicznych eksplozji i implozji, a cała reszta, czyli gwiazdy, planety, organizmy żywe, ludzkość są częścią jego wielkiego planu, w którym każda akcja pociąga za sobą reakcję. Stanowimy szczegół, bez którego wszechświat bez trudu mógłby się obyć, ale wtedy zaistniałby niewielki deficyt masy i energii. Masa i energia, oraz sposób w jaki została ułożona - oto czym są ludzie. Niestety od pradziejów zawsze wydawało się nam, że to my stanowimy pępek wszechświata. Wydaje się nam, że kiedyś zrozumiemy cały wszechświat. Podzieliły nas nasze poglądy na miliony tematów. Stworzyliśmy państwa, politykę, religie i naukę, zapominając o tym, że ogromu boskiej miłości nie da się zmierzyć i nauczyć.

Żeby udzielić odpowiedzi, trzeba poznać pytanie.

"Chciałbyś umoralniać ludzkość całego świata... chyba masz o sobie zbyt wysokie mniemanie." - powiedziała mi moja pani. Odrzekłem jej, że blogi mają to do siebie, iż nie każdy je czyta, a co za tym idzie, nie każdy będzie miał możliwość styczności z moimi morałami. Tylko te osoby, które odczuwają potrzebę skorzystania z mojej wiedzy (bez względu na to, dla jakich celów tą wiedzę wykorzystają), będą moje wypociny czytać.

Blog mój zawierać będzie różne bardziej lub mniej interesujące wątki na temat wszechświata, planety i ludzkości. Od dziecka zawsze miałem wrażenie, że rozumiem coraz więcej, mimo że inaczej niż mnie w szkole uczono. Wydaje mi się, że posiadam styczność z Bogiem i że za moim pośrednictwem Bóg przekazuje wam różnorakie informacje, które umieszczę w postach. Ale zamierzam także udzielać wam audiencji i publicznie odpisywać na wszelkie zadawane mi w komentarzach pytania, które mam nadzieję nasuną się w trakcie, gdy będę pisał.