poniedziałek, 10 grudnia 2012

Bardzo krótko i treściwie na temat pracy

Praca - działanie mające na celu osiąganie korzyści materialnych potrzebnych do realizacji marzeń, lub bezpośrednio mające na celu realizację marzeń bez udziału korzyści materialnych na rzecz samego siebie lub dobrowolnie na rzecz osób trzecich. Działania takiego nie należy mylić z działalnością, gdyż to drugie pojęcie w obecnej rzeczywistości gospodarczej jest osiąganiem korzyści materialnych na rzecz darmozjadów, złodziei i ciemiężców. W odróżnieniu do Pracy, opodatkowaną działalność należy nazywać niewolnictwem albo potocznie dawaniem dupy. Praca nieprowadząca do realizacji marzeń nazywana jest syzyfową lub stratą czasu.

Kiedy mamy o kimś zdanie, że jest leniem, mówimy doń "Znajdź sobie pracę". Otóż o pracę jest w dzisiejszych czaszach bardzo ciężko. Trzeba by było wyjechać gdzieś, gdzie "macki ośmiornicy" nie sięgają i starać się zbytnio nie rozwijać swojej kariery. Co najwyżej można zostać i ewentualnie zadowolić się wykonywaniem opodatkowanej działalności gospodarczej, czyli poniekąd prostytuowaniem się. A skoro tak, to kraj w którym żyjemy można śmiało nazwać burdelem, urzędników państwowych alfonsami, a tym całym burdelem rządzi mafia i nie będzie w tym za grosz kłamstwa. Wtedy wy nie będziecie bynajmniej nazywani potocznie pracownikami :)




poniedziałek, 3 grudnia 2012

Boję się

Mam w głowie pomysł. Mam go w głowie od lat wielu, a co najmniej 5-ciu. Z biegiem lat rósł i bogacił się o kolejne detale wzięte z życia. Pomysł dotyczy napisania książki, albo jeszcze lepiej nakręcenia filmu, albo nawet serii filmów dokumentalnych, w których przedstawiłbym moją prywatną walkę z systemem. Ów system, potocznie zwany socjalnym albo demokracją, najprościej rzecz ujmując nie działa. A ja w nim żyję i od kilku lat się z nim użeram. I wy też w nim żyjecie i też się z nim użeracie, tylko nieliczni robią to świadomie, a pozostali jak stado koni przeznaczonych na dodatek do paszy dla koni.

Ale boję się. Boję się, że wyjdzie na jaw to wszystko, co przeżyłem i zrobiłem. Boję się, że jak ja podam całą listę szczegółów dotyczących skutecznego wykorzystywania dziur w prawie, to cały ten system zupełnie upadnie. Boję się, że dzięki mnie tysiące (jeśli nie miliony) urzędasów stracą pracę. Wyjdą na jaw ich zaniedbania i przekręty. Zapełnią się więzienia. Ale to może nie wystarczyć uczciwym, poszkodowanym ludziom. Ludziom, którzy nie byli tak sprytni jak ja, żeby przepisy prawa omijać. Przecież to ci uczciwi ludzie znowu zapłacą za warunki więzienne.

Zresztą urzędnicy państwowi są tylko współwinni przestępstw, które zamierzam ujawnić. Są odgórnie kierowani przez osoby, które dzięki swoim immunitetom i innym durnym przywilejom, nawet nie pójdą siedzieć. A przecież w oczach tych krzywdzonych od lat ofiar systemu, ludzie na stołkach nie powinni trafić do więzienia, tylko zostać powieszeni, rozstrzelani itd. Boję się, że może dojść do masowych zamieszek, których ofiarami będą właśnie głównie te osoby na stołkach.

Poniekąd boję się również o samego siebie. Co jeśli treści które przedstawię w swoim filmie i w swojej książce, które za wszelką cenę będę się starał rozprzestrzenić, przedstawić i wytłumaczyć dla szerokiego grona odbiorców, będą tłumione przez sługusów systemu? Co jeśli moja wolność słowa zostanie mi odebrana? Co jeśli uda się policji i wojsku zataić przedstawianą przeze mnie prawdę? Co jeśli w dodatku wymiar niesprawiedliwości wykorzysta to wszystko przeciwko mnie? Sługusy systemu będą się zapierać, że to ja jako jednostka przez te kilka lat łamałem prawo, taiłem fakty, niszczyłem system od środka i w ogóle namawiałem do rewolucji intelektualnej i do przebudzenia się. Najpewniej nie dadzą mi nawet dojść do głosu!

Dlatego na razie jeszcze mój pomysł pozostanie w moim umyśle. Będę go pielęgnował i rozwijał. Będę się przygotowywał mentalnie do jego realizacji. Tylko się boję, że nie zdążę zanim się zestarzeję, bo ten wyzyskujący jednych, a wspierający drugich system socjalny zamiast zostać wreszcie zastąpiony sprawiedliwością, nadal się rozwija! Sieją propagandę, rąbią kasę, rżną społeczeństwo od tylca. A to społeczeństwo zamiast się przebudzić, napędza ekonomię, tyra za dodrukowywane albo całkiem wirtualne pieniądze i zadowala się ochłapami szarej codzienności.

Ale najbardziej boję się, że stanie się coś najbardziej niespodziewanego. To znaczy właściwie ja zdaję sobie doskonale sprawę, że tak się może stać. Boję się, że ja wyjawię całą prawdę, przedstawię te wszystkie argumenty i dokładne szczegóły i w ogóle pokażę, co robiłem krok po kroku, poprowadzę was za rączkę. Pokażę wam na video, co robiły poszczególne urzędy i instytucje, żeby nam wszystkim było niby lepiej. Zademonstruję, jak dokładnie zostaliśmy oszukani i okradzeni przez rząd będący jedną wielką wtyką korporacji. Podam przykłady, która organizacja kogo okradła i na ile i ile osób dzięki temu postanowiło skończyć ze swoim życiem i ile dzięki temu dzieci zostało sierotami, a wy i tak niczego nie zrozumiecie! Tego właśnie boję się najbardziej.


poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Autosugestia - Naturalny porządek rzeczy

Zaglądnijcie sobie przykładowo do wikipedii i zobaczcie, jak niewiele jest tam napisane o autosugestii:

Autosugestia – technika pozwalająca na prace nad ograniczającymi przekonaniami osoby ją stosującej. Polega na wielokrotnym powtarzaniu afirmacji, co powoduje podniesienie poczucia własnej wartości i przezwyciężenie ograniczających przekonań.
Autosugestia polega na powtarzaniu sobie pewnych wzorców, służących do osiągania celu. Wielu sportowców stosuje wizualizacyjną formę autosugestii. Wyobrażają sobie kilkukrotnie, że na przykład skaczą o tyczce i udaje im się nie zrzucić poprzeczki. Autosugestia praktykowana przez kilka lat daje ogromne efekty.

I to już wszystko! Nic więcej nie napisano, a przecież coraz częściej (szczególnie Polacy) traktują wikipedię jako szczególnie kompetentne źródło informacji. Nic więc dziwnego, że tak mało osób zna techniki autosugestii, a jeszcze mniej osób wierzy w działanie tych technik i je stosuje. Ja postaram się napisać wam coś więcej na ten temat.

Śmiem twierdzić, że autosugestia tak na prawdę jest tylko pojęciem stworzonym przez ludzi, którzy nie wiedzą, że wszystko we wszechświecie podlega prawom fizyki, do których to praw należy także zaliczać "prawo wzajemnego przyciągania się", a co za tym idzie również "prawo odpychania się". Tylko które prawo przyciągania mam na myśli, skoro istnieje ich kilka? Wiele osób uważa Isaaca Newtona za odkrywcę praw przyciągania. Przed nim wiele osób, także greccy uczeni, rozważali już że "przeciwności przyciągają się" a "podobieństwa się odpychają". Już nawet Empedokles żyjący mniej więcej w latach 490 do 430 p.n.e rozważał istnienie materii i sił wywierających na nią wpływ. Potem na bazie twierdzeń Empedoklesa w latach mniej więcej 424 do 347 przed Chrystusem Plato wymyślił pojęcie Philia (siła przyciągania). Po Newtonie wgłębiono się w fizykę kwantową i zastąpiono prawa przyciągania się termodynamiką kwantową i oddziaływaniem chemicznym pierwiastków. Co jeśli chodzi nie tylko o prawa fizyki z materialnego punktu widzenia?

Nie jestem pierwszą ani jedyną osobą, która patrzy na prawa fizyki nie tylko materialnie. wiele osób ma poglądy, że na przykład w związkach partnerskich w tej drugiej osobie pociąga nas to, że ta osoba jest zupełnie inna niż my - ta osoba jest niepowtarzalna i niezwykła, albo uzupełnia cechy naszego charakteru. Inni znowu twierdzą, że wprost przeciwnie, związki partnerskie trwają długo tylko wtedy, gdy partnerzy są do siebie bardzo podobni pod względem charakterów. Socjolodzy nieustannie spierają się na ten temat i najprawdopodobniej nie da się ustalić, kto tak na prawdę ma rację. Istnieje też taki pogląd, że jeśli po prostu nie jesteś w typie tej drugiej osoby, zawsze możesz zwrócić się o pomoc do jakiegoś szamana albo mędrca i pod wpływem sugestii, albo jakiejś códownej mikstury sytuacja się odmieni.

Czy czytaliście kiedyś bestsellerową książkę The Secret autorstwa Rhondy Byrne, albo może oglądaliście film pod tym samym tytułem? Istnieje w nich pogląd, że pozytywne myślenie, a więc sugestia daje niesamowite rezultaty takie jak poprawa zdrowia, przypływ szczęścia, napływ gotówki...
Ja czytałem tylko opis tej książki i nie oglądałem tego filmu, ale nie potrzebowałem czerpać z nich wiedzy, ponieważ ja już tą wiedzę posiadam w sobie i wiem, że sugestia i autosugestia działają. Podzielam poglądy twórcy wyżej wspomnianej książki, autosugestia jest jednym z praw fizyki, którymi rządzi się cały wszechświat. Jednakże gdy cały świat ma obecnie tendencję rozmawiać wyłacznie o prawach fizyki, ja określiłbym autosugestię mianem prawa natury.

Rozejrzyjcie się dookoła siebie. Cały świat gada na tematy takie jak na przykład: odchudzanie się, jogging, siłownia, wegetarianizm, walka ze stresem. Jedni stosują dietę cód żeby nie przytyć, a innym wystarcza do tego pozytywne myślenie i samozaparcie. Jedni czują się świetnie na speed-ach, a świat staje się kolorowy po zastosowaniu marihuany i wtedy znika stres, albo stosują dopalacze i suplementy gdy ćwiczą, a mi w zupełności wystarcza autosugestia i stanowczość w dążeniu do celu. Zwróćcie także uwagę na to, że jedni z dnia na dzień za wysoko stawiają sobie poprzeczkę, albo starają się dążyć do tego samego celu, do którego dąży więszkość ludzi i może im to zaszkodzić, dródzy zaś do wszystkiego co robią podchodzą bardzo rozważnie i z nadmierną ostrożnością, co sprawia że w ogóle nie osiągają żadnego celu, bo go po prostu nie mają. Ja postanowiłem znaleźć sobie złoty środek na wszystko, bo naturalną cechą wszechświata jest panująca w nim równowaga.

Znane jest niektórym powiedzenie, że "każdy kij ma dwa końce". Moim zdaniem chodzi w nim o to, że cokolwiek robisz w życiu, jakiekolwiek cele sobie stawiasz, zawsze znajdą się zarówno pozytywne, jak i negatywne skutki twoich działań. Autosugestia nie istnieje tylko po to, żeby zawsze było dobrze w życiu, ale także po to aby zrozumieć, że naturalnym porządkiem rzeczy jest równowaga pomiędzy dobrem i złem, pozytywnym i negatywnym stanem Twojego samopoczucia. Należy również pamiętać o samopoczuciu innych. Gdyby całe twoje życie było idealne, to byłoby po prostu nudne. Nikt też nie jest w stanie zmienić całego świata i sprawić by wszystkim żyło się dobrze. Jak myślisz, dlaczego twórca książki The Secret dała jej właśnie taki, a nie inny tytuł? Moim zadniem ona rozumiała, że we wszechświecie ktoś musi mieć negatywne samopoczucie, żeby w tym samym czasie ktoś inny mógł mieć dla równowagi samopoczucie pozytywne.

Na poparcie mojej ideologii mam następujący argument: Zastanów się przez chwilę dlaczego istnieje coś takiego jak fale? Są fale magnetyczne, fale na wodzie, nasze samopoczucie drga falowo. Jesteśmy "raz na wozie, raz pod wozem". Co by było, gdyby po prostu nie było fal? Wszystko we wszechświecie po prostu zamarłoby w bezruchu i stałoby się jednolite. Pomiędzy materią i antymaterią nie zachodziłyby żadne oddziaływania. Sądzę, że autosugestia to nauka o tym, w jaki sposób "żyć na fali", "biec z duchem czasu" i wykorzystywać "zasadę zachowania pędu", ale tak żeby nie zakłócać harmonii i równowagi we wszechświecie i nie powodować ani zwiększenia ani zmniejszenia amplitudy jego drgań. Ale ludzkość jest tylko maciupeńką cząstką wszechświata i to, co my myślimy albo robimy nie ma wielkiego wpływu na wszechświat, więc po co zaprzątać sobie tym głowę? Trzeba żyć pełnią życia do puki mamy na to czas, znajdować zawsze "drugi koniec kija" i właśnie do tego służy mi autosugestia.

Czego może dla nas dokonać autosugestia, a czego dokonać nie może? Dzięki autosugestii możesz nie zachorować na grypę, mimo że wszyscy w koło będą kichać i prychać na całego. Jeśli się skaleczysz, autosugestia pomoże szybko zatamować krwawienie, pozwoli całkowicie lub częściowo wyłączyć ból i sprawi, że skaleczone miejsce bardzo szybko będzie się goić. Dzięki autosugestii masz większe szanse na to, że w twoją ranę nie wda się zakażenie. Oczywiście wcale nie znaczy to, że rany nie trzeba czasem wyczyścić i wysuszyć. Niektórzy mówią, że wiara czyni códa i można dzięki niej na przykład całkowicie ozdrowieć z zachorowania na raka. Myślę że autosugestia i wiara, o ile nie są jednym i tym samym, to przynajmniej mają wiele cech wspólnych. Ktoś się zapyta, co ja mogę na ten temat wiedzieć, skoro nigdy nie chorowałem na raka. Owszem, nie chorowałem na raka. W ogóle na nic nie chorowałem (nawet na katar) już od ponad 20 lat, czyli mniej więcej tak długo, jak długo rozumiem i stosuję tą technikę. Autosugestia nie sprawi raczej, że odrośnie odcięta ręka albo noga, ale należy pamiętać, że w takim przypadku przez pewien krótki czas nierzadko można jeszcze tą rękę albo nogę przyszyć. Autosugestia jest w stanie przedłużyć ten czas. Osoby stosujące autosugestię są też o wiele bardziej odporne na stres i panują nad swoimi emocjami.

Ja osobiście autosugestią nazywam również sposób wewnętrznego porozumiewania się z moim własnym umysłem. Nad całym ciałem czuwa mózg. Powiedzmy, że ktoś zna się na autosugestii na tyle, że jest w stanie wpływać na swoje życie na tyle, żeby dzięki medytacji rozwiązać jakiś problem - to jest zaledwie pierwszy poziom wtajemniczenia. Jeśli ktoś potrafi sterować swoim umysłem tak, żeby dzięki temu wpływać na swoje ciało i na przykład uodpornić się na zimno - to jest zaledwie drugi  poziom wtajemniczenia. Ale przecież mózg również jest ciałem. Jeśli więc potrafisz wewnątrz swojego umysłu wydzielić odrębne rejony, które będą sprawnie kontrolowały resztę twojego umysł i dzięki temu na przykład nie będziesz już musiał niczego sobie wmawiać, ani medytować, bo twój mózg zrobi to za ciebie automatycznie - osiągnąłeś trzeci poziom wtajemniczenia. Ja obecnie staram się, z całkiem niezłym skutkiem, odkrywać czwarty poziom, na którym próbuję wpływać na swoje własne życie, ale także na życie innych. Domyślam się i rozpoznaję na dystans, które regiony mózgu u innych osób należy pobudzić, żeby osiągnąć jakiś zamierzony cel w ich ciele. Krótko mówiąc stosuję obecnie nie tylko autosugestię, ale również sugestię. Staram się tez dostrzec wpływ sugestii wymierzonej w moim kierunku. I nie chodzi tylko o ludzi... Przecież można wpływać również na zwierzęta, rośliny, całe środowisko naturalne, które nas otacza, podczas gdy natura wpływa na nas.

Mogłoby się komuś wydać, że zagadnienia, które teraz tutaj poruszam są jak gadanie o wiedzy magicznej, albo o ufoludkach. Otóż wcale tak nie jest. Wszyscy często nieświadomie stosujemy elementy tej wiedzy w życiu codziennym, tylko że niewielu z nas starało się opanować tą wiedzę do perfekcji. Dajmy na to grając w karty w pokera ważne jest nie tylko to, że się dobrze liczy karty. Kiedy umiejętnie blefujemy, stosujemy na przeciwniku sugestię i za jej sprawą dochodzi on na przykład do wniosku, że posiadamy lepsze karty niż on, mimo że wcale tak w rzeczywistości nie musi być. Sugestia jest naszą codziennością, ale tylko nieliczni zdają sobie sprawę, jak wielką siłą dysponują.

piątek, 30 marca 2012

Motywacja do pracy

W utopijnym świecie, w którym brakuje jedynie nas samych, ludzie pracują z uśmiechem na ustach przepełnieni satysfakcją. Wykonują pracę, którą lubią. Wykonują pracę, którą potrafią robić najlepiej i wszyscy w koło uważają ich za ekspertów w ich zawodzie. Za ich pracę otrzymują odpowiednie wynagrodzenie, dzięki któremu da się żyć na wysokim poziomie. A w dodatku ta wykonywana praca ma sens i znaczenie. Nikt nigdy nie powie "po co? na co to komu? jaki z tego pożytek?" Taka idealna praca nikogo nie męczy, nikomu nie szkodzi i można się z niej wiele nauczyć. I nie płaci się się podatków, no bo na co przeznaczać podatki, skoro każdego na wszystko stać? A jeśli nawet ktoś jest niezdolny do wykonywania pracy z powodu podeszłego wieku albo z powodu choroby... ludzie w koło pomogą. Trzeba sobie wzajemnie pomagać...

W tym samym czasie w realnym świecie żyje sobie teoretyczny człowiek, który od dziecka marzył, że będzie w swoim życiu robił coś zupełnie innego niż to, do czego został przyuczony w swoich młodzieńczych latach. Potem wziął się za ciężką pracę pełną wyrzeczeń. Nikt mu nigdy w niczym nie pomógł, a jeśli nawet pomógł, to na pewno nie bezinteresownie. Szef początkowo zatrudnił go na próbę i nie płacił mu wcale. Następnie łaskawie zaczął płacić jakieś pieniądze, ale wszyscy w koło zarabiali więcej. W dodatku szef cały czas gapił mu się na ręce, a inni w tym czasie obijali się i rzucali mu kłody pod nogi. Teoretyczny człowiek wytrzymał jakoś ten wszechstronny nacisk wierząc, że kiedyś przecież wkońcu będzie lepiej. Jego jedyną motywacją do pracy była jego wiara w lepsze jutro. I rzeczywiście z czasem było lepiej. Szef zaczął mu płacić tyle samo, co wszystkim. Nawet już tak strasznie nie gapił się na ręce i nie podglądał zza winkla. Nadszedł czas chodzenia do pracy właściwie tylko po to, żeby się pokazać szefowi i żeby płacił. Sensu i znaczenia ta praca nadal nie miała żadnego. Wszyscy się obijali i przedłużali sobie przerwy na lunch o tyle, o ile tylko się dawało. Raz na jakiś czas szef warczał, ale można się było przyzwyczaić i go olać.

Życie stawało się coraz bardziej monotonne i szare. Praca, dom, praca, dom. W weekend się narąbać, w święta się spotkać z rodziną. Życie nabrało nieco koloru, gdy nasz teoretyczny człowiek poznał kobietę swojego życia. Pochodziła z tej samej ubogiej klasy społecznej co on, ale przynajmniej potrafiła się dobrze bawić. Oczy przesłoniła mu ślepa miłość do człowieka, z którym przy odrobinie szczęścia można będzie w przyszłości wspólnie stworzyć lepszy świat, osiągnąć wyższy poziom. Tak, marzenia o przyszłości potrafią zmotywować do pracy.

"Tylko jak długo da się tak żyć na tym zdecydowanie niskim poziomie?" - zastanawiał się teoretyczny człowiek, któremu z dnia na dzień coraz bardziej brakowało wiary w to, że się wreszcie kiedykolwiek doczeka lepszego jutra. Można się było trochę podszkolić w jakiejś zbliżonej dodatkowej branży. Skoro się co miesiąc grzecznie płaci podatki, a część z nich jest przeznaczona na wsparcie dla osób, które chcą się edukować w celu osiągnięcia lepszej kariery zawodowej... czemu nie? Tylko że w rzeczywistości znaleźć odpowiedni trening w świecie, w którym wszyscy wykonują swoją pracę tylko po to, żeby odbębnić swoją dniówkę, graniczyło z códem. Był taki jeden kurs tylko jeden, dzięki któremu można się było dokształcić, ale kosztował bardzo dużo. Był tylko jeden taki kurs! Pracownika fizycznego, który ledwie co wiąże koniec z końcem nie było na ten kurs stać, a system socjalny który miał część pieniędzy z podatków przeznaczać na takie właśnie cele, już dawno przeznaczył te pieniądze na bonusy i bankiety dla biurokratów i polityków. Było za to pełno innych trainingów, których poziom siągnął dna i mocno się do niego przykleił. W starej, ale co kilka lat odremontowywanej z pieniędzy unijnych placówce szkoleniowej, którą mu polecono, nasz teoretyczny człowiek zobaczył zapyziałe biurwy wciskające zapyziałym szarym ludziom zapyziałą ciemnotę o motywacji do szarej zapyziałej pracy. "Ehhh... czas wracać do domu."

W domu czekała naszego teoretycznego człowieka kolorowa rzeczywistość. "Kochanie. Będziemy mieli dzidziusia." - "W porządku... nie jest źle... jakoś to będzie... jakoś się nam uda zwiazać koniec z końcem. Będę ojcem! Huraaa!" - takie myśli przewinęły się przez jego zmęczony rzeczywistością umysł. W zwiazkach bywa różnie. Są upadki i wzloty. Upadki są konieczne po to, żeby się z nich podnosić i czegoś się w życiu nauczyć. Czasami więc bywało źle, a czasami bywało znośnie. "Kochanie. Będziemy mieli drugiego dzidziusia."

Niestety, jak to czasami ze związkami partnerskimi bywa, rozpadają się. Częstą przyczyną jest wszechogarniający stres związany z pracą, z niedoborem pieniędzy, z koniecznością podzielenia się z partnerką obowiązkami i z innymi komplikacjami. Bez różnicy, jak do tego doszło. Ważne że naszemu teoretycznemu człowiekowi życie znów zupełnie straciło kolor, a jego perspektywy na lepsze jutro legły w gruzach. Związek się rozpadł.

System socjalny, w którego skład wchodzą także niezawisłe sądy, stworzył takie przepisy, że matce zwyczajowo przyznaje się prawo do opieki nad dzieckiem, a ojcu zwyczajowo przyznaje się obowiązek płacenia alimentów. To nie ważne, że czasem ta matka nie nadaje się do bycia matką. Ważne jest że sądy są niezawisłe i nieomylne. Nasz teoretyczny człowiek słyszał gdzieś kiedyś o takim prawie, ale nie wiedział że kiedyś właśnie jego będzie ono w głównej mierze dotyczyć. Wydawało się, że sądy mają coś wspólnego ze sprawiedliwością, więc skoro partnerka niesprawiedliwie wniosła pozew o alimenty, nie pozostało mu nic innego do wyboru, jak tylko się z nią sądzić. Szef okazał się być wyrozumiałym człowiekiem i o ile nasz teoretyczny człowiek zapragnął pracować więcej niż zwykle, o tyle szef mu więcej płacił. Większość z tych pieniędzy szła na adwokatów i rozprawy sądowe. Teraz to już w ogóle ledwie dawało się żyć. Tyrał w dzień, tyrał w nocy. Mało jadł, mało spał. Łożył na dom, na dziecko, na koszty rozprawy sądowej. Po pewnym czasie rozchorował się i koszty leczenia też musiał pokrywać z własnej kieszeni. A podobno jak się płaci podatki, to część z tych pieniędzy idzie na ubezpieczenie chorobowe... Nie ważne... Dziecka prawie wogóle nie widywał, bo partnerka mu na to nie pozwalała. Partnerki również nie widywał, bo ona widywała innych facetów i jej nigdy nie było w domu. Ważne że po jakimś czasie udało się wygrać w sądzie.

O ile można to nazwać wygraną... Nasz teoretyczny człowiek został samotnym ojcem dwójki dzieci. Jako że był chory i ciężko mu było pogodzić pracę z opieką nad dziećmi, po pewnym czasie dostał wypowiedzenie z pracy. W obecnej sytuacji, było to już ponad jego siły. Zawsze miał silną psychikę i wolę, ale mimo wszystko powoli zaczynał się staczać po równi pochyłej.

Na szczęście pewnego dnia przyszło do niego olśnienie. Pomysłał sobie: "Skoro przez tyle lat ciężko pracowałem i płaciłem podatki, a jak byłem w potrzebie dokształcenia się, to system socjalny mi nie pomógł... Ale jak sam sobie chciałem pomóc i pracowałem więcej niż fizycznie byłem w stanie znieść, to system socjalny zawsze rzetelnie pilnował czy przypadkiem nie powinienem płacić więcej podatków. Koniec tej niesprawiedliwości! Nie dam się więcej doić!". I tym sposobem nasz teoretyczny człowiek przeszedł na bezrobocie. W kraju w którym mieszkał, system socjalny był bardzo dobrze rozwinięty i opłacało się być bezrobotnym. Co prawda osobom pracującym taki system socjalny wcale nie był na rękę, ale teraz to go już nie dotyczyło. Od czasu do czasu tylko dorabiał sobie na czarno, bo od dziecka był zawsze osobą ambitną i zmotywowaną do pracy. Motywacja do pracy he he. Mówił sobie: "Będę ostrożny, żeby taka sytuacja trwała jak najdłużej, a przynajmniej tak długo, jak długo istnieje ten durny system społeczny, w którym jestem zmuszony żyć."

Okazało się z wyliczeń, że jak od wynagrodzenia zwykłego robola odliczy się wszystkie płacone przez niego podatki, koszty leczenia, cały ten stres psychiczny, którego na codzień doznaje on w swojej pracy, to zarabia on o wiele mniej niż człowiek bezrobotny, który nie robi zupełnie nic i żyje sobie z zasiłków. Owszem można być kimś więcej niż tylko robolem, a nawet jest to wskazane żeby się rozwijać intelektualnie. Gdyby system socjalny wspierał ludzi, a nie ich wykorzystywał, wszystkim żyłoby się lepiej.

Ale ludzie tego nie rozumieją. Czy więc skoro zdecydowana większość ludzi nie rozumie tego, czy w sytuacji gdyby zupełnie system socjalny nie istniał, żyłoby się nam lepiej? Nie. Ludzie są głupi i leniwi. System socjalny musi istnieć, żeby nimi kierować, ale nie może to być taki system socjalny, jaki obecnie prężnie rozwija się w całej europie. Nie może to być system, który zamiast uczyć i wspierać, doi ciężko pracujących ludzi, nie daje im żadnych perspektyw, dusi ekonomię stale rosnącymi podatkami i zawiłymi przepisami prawnymi, które to przepisy niekiedy nawet same z sobą są sprzeczne. Choć jest to błednie uważane za jakąś formę dyktatury, ludźmi ktoś powinien pokierować.

Choć będąc dzieckiem nasz teoretyczny człowiek miał zupełnie inne hobby i zainteresowania niż dyktatura, zaczął poważnie rozmyślać, jak wykreować nowy lepszy świat, w którym nie ma biurokracji. Znalazł setki sposobów, jak omijać prawo, bo było dziurawe jak sito. Zaczął dobrowolnie i bezpłatnie dzielić się swoją wiedzą z ludźmi, którzy do złudzenia przypominali jego samego z czasów, gdy był szarym robolem podłączonym do systemu. Wypowiadał się w audycjach internetowych, udzielał się na czacie, wysyłał swój przekaz e-mailem w odpowiedzi na oferty pracy, które dostawał od oślepionych systemem pracoholików. Napisał nawet swojego własnego bloga...

Początkowo owego teoretycznego człowieka dziwiło niskie zainteresowanie jego blogiem. Nikt nikt nie udzielił nawet jednego komentarza. Potem dziwiło go, że choć kilka komentarzy się pojawiło, to były to przejawy krytyki do tekstów, które pisał. Zarzucano mu, że "Jak tak można? To głupota, utopia. Nikt tak nie robi. Kilka miliardów ludzi nie może się mylić." Czuł się jak odmieniec... ale żyło mu się z tym dobrze, bo żył ze swoimi dziećmi w dostatku w porównaniu do tej szerzącej się wszędzie nędzy... Aż wreszcie zarzucił pracę nad swoim blogiem. "Niech się wszystko samo z siebie rozwali, bo i tak do tego zmierza. Łatwiej będzie to wszystko w przyszłości wybudować od podstaw, niż teraz naprawić. Ludzie to marionetki i tak je będę od dzisiaj traktował" - pomyślał sobie rozłożywszy się w swoim hamaku w ogrodzie. Oczywiście to wszystko tylko teoria...to był tylko teoretyczny człowiek.

wtorek, 27 marca 2012

Czarna przyszłość

Kimkolwiek jesteś, o ile znajdujesz się w Londynie i nie siedzisz w domu, przez cały dzień twoje poczynania filmuje na żywo nawet 10 kamer jednocześnie. W centrum miasta twoją osobę obserwuje nawet 300 kamer na raz. Polska jest co prawda daleko w tyle za przykładową Wielką Brytanią i należy do krajów rozwiniętych chyba tylko z nazwy, ale i tam liczba kamer będących częścią systemu zabezpieczeń różnych firm i korporacji, w ciągu ostatnich 10 lat zwiększyła się kilkunastokrotnie. Zwiększyła się też liczba ogrodzeń. Jeśli kiedyś chciało się pójść do lasu na grzyby, to po prostu się szło na grzyby i tyle. Dzisiaj coraz częściej trzeba najpierw naszukać się porządnie, żeby znaleźć taki las, w którym jeszcze rosną grzyby, a potem upewnić się, że ten teren nie jest czyjąś prywatną własnością i nie jest ogrodzony na przykład stalową siatką. Kiedyś, jeśli chciałeś pójść do sklepu po chleb, to brałeś pieniądze i szedłeś po chleb. Obecnie coraz częściej mamy na mysli nie jakąś małą prywatną piekarnię, tylko supermarket. Coraz mniej opłaca się pracować w małych firmach, bo dużym korporacjom przysługują coraz większe prawa. Im większa jest firma, tym większe są jej przychody, a koszty adwokatów, którzy załatwią pozytywnie każdą sprawę, stają się wtedy łatwiejsze do pokrycia. Kwota gotówki, którą dysponujesz, mnożona jest przez mnożnik znajomości i wtyk, które masz w urzędach państwowych.

Są tacy ludzie, którzy kupując sobie na własność na przykład dom zwracają uwagę wyłącznie na jego cenę, lokalizację i koszty związane z dostarczeniem do niego wody i elektryczności. Okazuje się potem, że jakiś biurokrata zmienił jeden drobny niejasny przepis prawa i pojawiają się raptem dodatkowe koszty. Wtedy owi ludzie zaczynają popadać w długi i tracić grunt pod nogami. Mowa tutaj o szarych podatnikach, którzy grzecznie płacą podatki nie zdając sobie sprawy z tego, dlaczego i komu nabijają kieszeń.

Są również tacy ludzie, którzy korzystając z pieniędzy podatników naginają prawo, żeby wykupić sobie powyższy dom za bezcen. Mowa tutaj o wpływowych urzędnikach państwowych - twórcach systemu, w którym żyjemy.

Mając na uwadze fakt, że system się prężnie rozwija i sieć przepisów prawnych coraz bardziej zaciska się na szyjach szarego społeczeństwa, już wkrótce życie przestanie się opłacać. Dopiero wtedy ludzkość opamięta się i zacznie działać... ale wtedy już będzie za późno, żeby cokolwiek zmieniać. Dzisiaj jeszcze nazywają ciebie obywatelem, a jutro być może będą ciebie nazywać złodziejem.

środa, 21 marca 2012

Najstarsza religia świata

Najstarszą religią świata, jak twierdzą archeolodzy, był animizm. O animizmie ludzkość po raz pierwszy usłyszała od pioniera brytyjskiej antropologii Edwarda Burnetta Tylora w 1871 roku. Pojęciem tym opisywał wierzenia ludzi prehistorycznych, że wszystko, zupełnie wszystko - ludzie, zwierzęta, rośliny, woda, góry, nawet kamienie - wszystko to posiada duszę. Edward Burnett Tylor określał tych prehistorycznych ludzi jako prymitywnych, bo jak można wierzyć na przykład w to, że chmura się na nas rozzłości i że właśnie dlatego będzie w nas ciskała piorunami. Ludzie "prymitywni" czasami odprawiali magiczne rytuały, żeby nawiązywać kontakt na przykład z duszą wulkanu. Skoro ówcześni ludzie mieli szacunek do całego otaczającego ich świata i respektowali prawa natury, a dzisiejsza ludzkość niszczy swój własny habitat, to kto tak na prawdę jest bardziej prymitywny? "Ale przecież nie będziemy tu chyba odprawiać magicznych rytuałów, no nie?" - zapytał mnie jeden z moich uczniów. Odpowiadam - "A czym jest według was na przykład odmawianie dziesięć razy Zdrowaś Maryjo, jeśli nie próbą nawiązania kontaktu ze światem duchowym? Nie tylko odprawiamy magiczne rytuały, ale w dodatku dokonaliśmy personifikacji boskiego bytu i kłócimy się między sobą o to, czy mesjasz nazywał się Jezus, czy Mahomet, a może Genowefa. W dzisiejszych czasach wielu z nas nawet nie wie, po co właściwie się modli, a kiedyś ludzkość wiedziała to doskonale. Modlono się po to, żeby pamiętać o fakcie, iż cała ludzkość jest jedynie niewielką cząstką naturalnego świata. Nie było ważne, czy Bóg był monoteistyczny, czy deistyczny. Ważne było tylko to że był i napełniał nas wiarą."

Ale po pierwsze zrozumieć trzeba, w jakim celu tworzy się pojęcia takie jak na przykład animizm? Celem jest próba poznania historii człowieka - nieudana próba. Niedługo po tym, jak powstało pojęcie animizmu, znaleźli się krytycy tego pojęcia i w 1892 roku wymyślili pojęcie preanimizmu, jako religi poprzedzającej animizm. Uważano, że jeszcze nawet zanim człowiek zaczął rozważać możliwość tego, że przykładowa skała może posiadać duszę, już nawet wtedy brał udział w obrzędach magicznych i wierzył w niezbadaną nadludzką siłę. Nie wiem jak wam, ale dla mnie jest to zupełnie bez różnicy, jak nazywała się pierwsza religia świata, skoro ówczesny człowiek i tak nie potrafił sam z siebie nadać jej jakiejkolwiek nazwy. A mimo to w 1900 roku powstało kolejne pojęcie - animatyzm, które określa pierwszą religię ludzkości. Animatyzm jest wiarą w przepełniającą świat moc nadnaturalną, która stanowi początek każdej religii i wszystkich rytuałów religijnych. Każdy człowiek doświadcza tej mocy, ale swoje doświadczenia każdy wyraża w inny sposób.

piątek, 2 marca 2012

Czy będzie zmiana na lepsze?

Nie będzie zmiany na lepsze, o ile trwale nie obalimy obecnego systemu. Nie mówię wyłącznie o systemie w Polsce, bo gdyby tak było, to istniała by przynajmniej szansa na to, że wkrótce wydarzy się u nas w kraju to samo, co w październiku 2011 roku działo się w Grecji. Dziesiątki tysięcy greckich pracowników w proteście przeciwko rządowym sposobom rządzenia, zamiast jak co dzień pójść do pracy, wylegli na ulice i zrobili masowy strajk. Przynajmniej tymczasowo ludziom wydawało się, że mogli mieć wpływ na losy swojego kraju.

Niestety w rzeczywistości jest tak, że na losy Polski nie mamy żadnego wpływu. Żeby strajkować, musimy najpierw błagać o zezwolenie. Nie mamy już do wyboru pomiędzy zorganizowaniem strajku ostrzegawczego, czy realnego. Wszystkie te strajki, które są zatwierdzone przez urzędasów i łaskawie uznane za legalne, są strajkami ostrzegawczymi. Potem rząd przeznacza spore pieniądze z naszych własnych kieszeni na ochronę mienia prywatnego w przypadku, gdyby na przykład zaszczuta przez policję grupa osób, które się na tym strajku zjawiły, zaczęła protestować przeciwko przemocy policji. Zresztą jaka jest rzeczywistość w Polsce, to możemy się dowiedzieć sami, jeśli pójdziemy wziąć czynny udział w strajku i dostaniemy kopa w nery od jakiegoś pijaka w żółtej kamizelce, który okaże się być funkcjonariuszem policji.

Rzeczywistość nie zawsze jest taka, jak piszę powyżej. Czasami na prawdę źle się na świecie dzieje i wtedy ludzie zaczynają myśleć. Źle jest dopiero wtedy, gdy większość ludzkości traci dach nad głową, nie ma co jeść, nie ma co pić. Źle jest dopiero wtedy, gdy nie tylko wydaje się być za późno na jakąkolwiek poprawę warunków życia, ale na prawdę jest już za późno. Jest takie powiedzenie "Jak trwoga, to do Boga". Jest dobrze, skoro nadal niektórym się wydaje, że mają co jeść, że mają gdzie mieszkać, że mają zapewnioną przyszłość, bo państwo wypłaci im emeryturę i będzie na nich łożyć na stare lata. To nic, że nie mamy prawa zabierać głosu na niektóre tematy. To nic, że statystyczny Polak nie dożywa wieku emerytalnego. Ktoś będzie myśleć za nas i będzie sprawnie rozporządzać naszymi pieniędzmi.

I teraz część Polaków zaczyna się oburzać, że tak się nie da żyć. To jest ta część, co mają istny refleks szachisty. Większość z nich od lat klepie biedę, ale dopiero teraz raczyli to zauważyć. Nie mówię, że jest, ale co, jeśli już jest za późno na poprawę?

Inna część Polaków zaczyna prawić, że to było do przewidzenia. To są ci, co dużo gadają, ale niewiele robią. Owszem, często prowadzą rozgłośnie internetowe i blogi o tematyce wolnościowej. Ale na dłuższą metę oni też klepią biedę i tylko może trochę mniejszą, bo mają kilku sponsorów - fanów reklam. Owi fani reklam nie reklamują się u nich bez powodu. Powód jest taki, że na krótszą metę opłaca się reklamować. Większość ludzi, albo bydła jak kto woli, ogląda i czyta reklamy i nawet kupują produkty i usługi z tych reklamujących się firm. Na dłuższą zaś metę cały ten biznes opłaca się tylko tym na szczycie piramidy, a cała reszta - zarówno firmy, jak też ich klienci, powoli staczają się po równi pochyłej.

Jeszcze inna część Polaków siedzi po prostu cicho i drapią się po łysinie. O ile nie wyłysieli zupełnie, to pozostałe ich włosy są koloru szarego od wiecznego stresu i braku perspektyw. O ile nie osiwieli, to drapią się po tyłkach z braku perspektyw i pomysłów na życie. Oni nie robią nic, bo przeświadczeni są, że nic już nie da się zrobić... Myślą o bzdurach, o tym że można by sobie jeszcze popolemizować w tym akapicie, że niektórzy się nie drapią po tyłkach, bo nie mają tyłków.

Pamiętajmy jednak, że świat tworzą wielkie ideologie osób, które właściwie rzecz biorąc działają zupełnie w pojedynkę i mają zupełnie odmienne poglądy niż wszyscy powyżsi. Zawsze jest jakiś sposób - mówią. - Nie wolno się poddawać, bo wtedy pogłębiamy swój własny dół z szambem. Trzeba coś wymyśleć. Trzeba odkryć coś, czego inni nie odkryli, a co pewnie czai się gdzieś za rogiem czekając na przypływ pozytywnego myślenia. Zwykle te dziecinnie proste rozwiązania są najbardziej genialne... nie tak zawiłe jak cała ta polityka, w którą bawią się dorośli.

Jaki jest (a raczej powinien być) nasz cel? Chcemy trwale obalić system i stworzyć nowy, zupełnie odmienny.


Kto/co nam w tym przeszkadza? Przeszkadza nam piramida finansowa, na wierzchołku której stoi rząd wspierający się o zgięte karki podległych mu biurew i wspólnie z nimi żerujący na zaślepionym społeczeństwie.


Co jest ich bronią? Powszechnie nie omieszkają zastosować wobec nas biurokracji, przemocy i medialnej propagandy.


Co my możemy zrobić? Możemy zwalczać system biurokracją - jego własną bronią. Przemoc odpada, bo rodzi przemoc. Na tym etapie przed przemocą ze strony rządu możemy co najwyżej schować się do podziemia. Strajki nie dadzą więc rezultatów innych jak tylko negatywne. Z propagandy możemy się czegoś nauczyć metodą samodzielnego myślenia. Ale biurokracja? Tak, w całym tym zgiełku dziur prawnych i plątaninie zawiłych przepisów, każda biurwa może się pomylić, poplątać. Powinniśmy wykorzystać każdą okazję, żeby doprowadzić ich do obłedu i mentalnego szału i samemu nic na tym nie stracić.
 
Swoją drogą te biurwy również są zaślepione. Nie zdają sobie sprawy, że w sytuacji krytycznej rząd nie zawaha się pozostawić ich na lodzie. Tymczasem przynależność do partii, albo do pozapartyjnej organizacji użytku społecznego brzmi w ich uszach tak dumnie, że oddały by życie za swoje patriotyczne obowiązki. Sądy, policja, sejm, senat, prezydent, premier... wszyscy jesteśmy jednakowo nadzy w obliczu Boga. Problem leży w tym, że zamiast czynnie zwalczać system, teraz, w tym momencie czytając mój post zaczynamy polemizować: czy Bóg w ogóle istnieje, czy też nie, a to nie ma zupełnie nic do rzeczy. To nie jest post o tematyce religijnej.

środa, 29 lutego 2012

Wolność Naturalnie

Słyszałem tysiące razy w rozgłośniach radiowych, oglądałem tysiące razy w wiadomościach, w wywiadach, o tym na przykład, że określenie wysokości opłaty za drogi dla osób, które jeżdżą wyłącznie samochodami elektrycznymi jest trudne, albo przykładowo o tym, że jacyś wolnościowcy piszą książkę na temat ile powinna wynosić pensja minimalna w Polsce. Dla mnie jest to (i zawsze było) sygnałem, że się ludzie zagalopowali w kierunku myślenia o bzdurach i w kierunku prób naprawiania tego, czego naprawić się nie da bazując na złych stereotypach. Ludzie są zniewoleni do tego stopnia, że już nawet tak zwani wolnościowcy nie rozumieją kompletnie na czym polega wolność.

Dlaczego miałbym teraz chcieć debatować z kimkolwiek na temat, ile procent podatku od moich dochodów zostanie przeznaczone na tą śmierdzącą trasę szybkiego ruchu, którą bez mojej zgody zbudowano w miejscu, gdzie kiedyś był piękny las i pachnąca łąka na której lubiłem się bawić będąc dzieckiem? I kto się zapytał o zgodę te wszystkie ptaki, które kiedyś mieszkały w tej okolicy, a teraz już nie wiedzą gdzie się podziać? Po co miałbym się interesować wybieraniem najbardziej odpowiedniej nazwy dla jakiejś partii rządzącej, skoro ja jestem wolnym człowiekiem i żadna partia mną rządzić nie będzie? Te wszystkie partie, sejmy, senaty, sądy niezawisłe, prezydenci i królowie nie zrobili nawet jednego kroku w stronę powrotu do naturalnego porządku, jaki na tym świecie panował, zanim ludziom zaczęło się błędnie wydawać, że wyodrębnili się z wielkiej rodziny zwierząt i zanim wymyślili pojęcia takie jak ewolucja, by wykazać swoją przewagę intelektualną nad środowiskiem, którego są częścią. Biurokracja, przemoc i ludzka głupota są ich bronią, której nie zawahają się użyć, by żyć naszym wspólnym kosztem.

Nie jestem jedynym człowiekiem, który ma takie podejście do wolności. Wielu z nas zdaje już sobie nawet sprawę z faktu, że parlament istnieje tylko po to, żeby oszukiwać i okradać społeczeństwo. Samo słowo "rząd" źle mi się kojarzy. Oni nam nie pomagają, ale nami rządzą i ustawiają nas w rzędach. Ale nadal większość społeczeństwa grzecznie płaci podatki tym "nadludziom" i godzi się z wysokością swoich zarobków i pensji. Ludzie coraz bardziej odsuwają się od świata mistycznego i nie dostrzegają już związku pomiędzy szczęściem, a naturą. Jedyne, co dostrzegają to mniejsze zło, które z dnia na dzień jest coraz większe. Pojęcie demokracji zostało już wypaczone do tego stopnia, że przestało się wszystkim podobać. Teraz wolnościowcy krytykują demokrację i nie ma się im co dziwić - innej niż ta wypaczona demokracja, z którą wszyscy mamy kontakt na co dzień, na oczy nie widzieli. Od dziecka wpajane są nam w szkołach zasady, jak żyć w zgodzie z systemem, który na nas żeruje, a za każdym razem gdy ktoś próbuje ten system unicestwić, pojawia się ktoś drugi, kto stara się ów system uzdrowić nazywając tego pierwszego anarchistą. Od przedszkola uczeni jesteśmy punktualności, rutyny i aktywności ekonomicznej, a tymczasem tylko nieliczni zdają sobie sprawę, że "szczęśliwi czasu nie liczą" i że "pieniądze w rzeczywistości nie istnieją".

Ucząc się w szkołach historii, rodzimego języka, geografii, przynajmniej skorzystajmy z tej wiedzy, by wreszcie zrozumieć i zapamiętać kilka rzeczy:

  • rozwój przemysłu jest wprost proporcjonalny do zubożenia środowiska naturalnego
  • mamy obecnie prawie 7 mld ludzi na naszej planecie
  • historia lubi się powtarzać
  • przemoc zawsze rodziła przemoc
  • rewolucja zbrojna zawsze kończyła się fiaskiem
  • twórcami wielkich ideologii są jednostki
  • najbliższym utopijnej prawdziwej demokracji ustrojem był ustrój panujący w starożytnej Grecji i od tamtego czasu każdy kolejny ustrój był coraz mniej demokratyczny.
  • języki dzielą ludzi, zamiast ich łączyć
Nie wiem jak wy, ale ja postanowiłem nie naprawiać obecnego systemu. Moim zdaniem nie da się tego zrobić zachowując stereotypy, w które zdecydowana większość ludzi na ziemi niestety ślepo wierzy i coraz to łatwiej im ulega. Postanowiłem obecny system niszczyć. Łatwo jest powiedzieć, a trudniej zrobić, skoro przecież historia wyraźnie uczy nas, że każda rewolucja zbrojna wcześniej czy później i tak kończy się fiaskiem. Natychmiast posypią się także liczne wypowiedzi, że świata nie da się zmienić. To że się nie da - to jest właśnie jeden z tych stereotypów, które trzeba obalić. Kto powiedział, że potrzebujemy zbrojnej rewolucji, żeby zmieniać świat? "Poznaj swojego wroga" - jest bardzo ważną techniką, którą powinniśmy zastosować. Naszym wrogiem są jednostki, które starają się nami rządzić, wmawiając nam, że robią to dla naszego dobra. Ich bronią są biurokracja i przemoc. Przemoc rodzi przemoc, więc nie powinniśmy stosować tej broni, bo to nas zniszczy. Czy zastanawialiście się kiedykolwiek nad tym, żeby pokonać naszych ciemiężców biurokracją?

Od kilku lat nie płacę podatków, dorabiam sobie na boku, biorę więcej zasiłków niż (nawet w moim przekonaniu) mi się należy. Nie prawda! - przerywają mi prędko co niektórzy. - Kupując nawet zwykłą bułkę w sklepie, płaci się vat! Na papierosy nałożona jest akcyza! Tego typu podatki stanowią większość podatków, które płacimy! - mówią. Ja te wszystkie podatki wliczam w koszty. To co "kradnę" nazywam przychodami. Uwierzcie mi ludzie, że gdy jest się sprytnym, dochody mogą znacznie przekraczać koszty. Ponadto na każdym punkcie i od każdej tak zwanej biurwy (nawet od policji) wymagam pokwitowań, potwierdzeń, dokumentów tożsamości, odpisu aktu urodzenia. Jestem bezrobotny i wykazuję we wszystkich urzędach, jaki to ja jestem bardzo biedny. Powołuję się na najbardziej zawiłe przepisy, żeby rościć sobie prawa do funduszy, które dzięki wykorzystaniu przeze mnie licznych dziur w systemie, teoretycznie mi się należą. Tym, co w myśl obowiązujących przepisów "ukradłem", dzielę się potem z potrzebującymi, jak jakiś Robin Hood. W wywiadach, które daję na łamach internetowych rozgłośni radiowych, uczę ludzi jak robić to samo co ja.

A co na to ludzie słuchający internetowych rozgłośni? Nazywają mnie złodziejem, bo okradam państwo z tego, z czego najpierw państwo okradło mnie. Starają się wydobyć ode mnie moje dane osobowe, żeby mnie znaleźć i osądzić zgodnie z tym prawem, które według nich jest sprawiedliwe. Nie kryję się z tym co robię, ale nie jestem też głupi, żeby dać się złapać. Jeśli jakaś biurwa zapyta mnie kiedyś czy to wszystko co napisałem powyżej jest prawdą, to odpowiem "Ależ skąd. To jest tylko taka moja twórczość satyryczna" i dalej będę robić swoje. Pytają mnie ludzie, czy nie gryzie mnie sumienie i czy działania takie są według mnie poprawne moralnie. Co za bzdura! Oczywiście, że nie gryzie mnie sumienie! Ludzie, obudźcie się wreszcie! Ja jestem po waszej stronie. Staram się wam pomóc. Czemu niby miałoby mnie gryźć sumienie? Ja nie kradnę, tylko odzyskuję to, z czego mnie okradziono. Sądy w swojej obecnej, skorumpowanej postaci nie wypłacą mi przecież odszkodowania za te lata nauki w państwowej szkole przysposobienia do niewolniczego systemu, jakim jest polska demokracja. Trzeba sobie radzić samemu i trzeba być sprytnym.

Tak wiele razy słyszałem pytanie "Co to by było, gdyby tak większość przestała płacić podatki?! Byłaby anarchia!!" To prawda. Początkowo byłaby anarchia. To właśnie tej anarchii ludzie się boją najbardziej. Nastałby kryzys, bo przecież rząd nie wyłoży nigdy z własnej kieszeni, żeby pomóc społeczeństwu. Jeśli chodzi konkretnie o Polskę, kilka razy z rzędu mennice państwowe dodrukowałyby pieniądze. Następnie Unia Europejska zażądałaby zwrotu zaczerpniętych długów i rząd nałożyłby na ludzi jeszcze większe niż obecnie podatki jednocześnie zabierając tak zwane ulgi i zapomogi. Potem przetasowaliby się na stołkach, że niby będzie lepiej i że co złego to nie oni, bo przecież wybrano ich w demokratycznych wyborach. "A co by było, gdyby zupełnie wszyscy przestali płacić podatki?" - zaczęłyby się represje. Rząd zacząłby stosować siłę wobec społeczeństwa (tak jak to już nie raz miało w historii miejsce). Zaczęłyby się zamieszki (nic innego jak rewolucje zbrojne) i cały ten cykl zakończyłby się znowu tak samo, jak kończył się do tej pory - społeczeństwo znowu poszłoby na ugodę z rządem i do urn. I rząd znowu naobiecywałby, że się sytuacja poprawi. "Pomożecie? Pomożemy!" Sytuacja powoli wracałaby do tej normy, którą to obecnie nazywamy normą...

Dlaczego nie mogłoby się zdarzyć tak, że społeczeństwo nie chciałoby już nigdy więcej pójść na ugodę z rządem? Wszak z terrorystami na ugodę się nie idzie. Czy to jest realne, że społeczeństwo obudziłoby się wreszcie pewnego dnia i doszłoby do wniosku, że podział klasowy na pospólstwo i burżuazję zupełnie nie powinien istnieć? Moim zdaniem tak! To jest możliwe, pod warunkiem, że mnie zrozumiecie, zaczniecie robić to co ja i będziecie nakłaniać innych. To nie jest rewolucja zbrojna. To jest rewolucja umysłowa. Jej celem jest doprowadzenie do kompletnego upadku obecnego systemu i stworzenie nowego zupełnie od podstaw. Zamiast martwić się, że przez pewien krótki czas będzie anarchia, pomyślcie sobie, że anarchią jest także to, co obecnie robi rząd. Zamiast martwić się, że będzie ciężko, róbcie to co ja - przygotowujcie się finansowo na upadek systemu. Potem go razem zbudujemy od podstaw tak, jak wyglądać powinien - wolność, równość, braterstwo... nie mylić z marksizmem. I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz: anarchia musi nieco potrwać. Oni tam siedzący na stołkach muszą zdążyć schudnąć. Muszą im się skończyć te zapasy, które sobie gromadzą na nasz koszt. A jeśli w ogóle mi nie chcecie pomóc... cóż... dziękuję za wasze podatki, za które sobie żyję, podczas gdy wy dajecie się doić.

Jak więc powinien wyglądać nowy system, w którym dane nam będzie żyć? O tym napiszę w moim kolejnym poście, w którym dokonam pełnej kompletnej korekcji całości Konstytucji RP. Albo lepiej jeszcze będzie, żeby było przejrzyście, jeśli Nowej Konstytucji poświęcę całą zakładkę tam powyżej.

piątek, 24 lutego 2012

Na początku był Bóg.

Na początku był Bóg. Bóg był wszechmogący, czyli że z jego woli wszystko było, jest i będzie. Bóg był wszechobecny, czyli że nic go nie ograniczało i nic nie było w stanie powstrzymać jego woli. Bóg był Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem, czyli że stworzył wszechświat na swoje podobieństwo. Bóg był tym wszechświatem, który stworzył. Tak jak Bóg był wszechobecny, nie posiadał początku ni końca, tak samo wszechświat był nieskończony.

W biblii większość wątków opisano w czasie przeszłym, że coś się stało, coś było. Nie należy pisać, że Bóg "był", skoro Bóg był, jest i zawsze będzie, ale mam nadzieję, że we wszystkich moich kolejnych postach czytelnicy nie będą zwracali uwagi na stylistyczne szczegóły wypowiedzi, jak też na błędy ortograficzne, interpunkcyjne i literówki, których staram się unikać, aczkolwiek czasami każdemu się zdarzają.  Ważna jest treść, a i to nie zawsze, bo czasami najlepiej wszystko wyraża cisza. W każdym bądź razie...

Bóg stworzył wszechświat, który jest układem nieskończonej ilości wymiarów, z których człowiek jest w stanie dostrzec i zrozumieć tylko kilka. Dla nas ludzi istnieje więc położenie w trójwymiarowej przestrzeni, czas i wymiar duchowy. Niektórzy twierdzą, że wcale nie ma czegoś takiego jak wymiar duchowy, a czas jest tylko ludzkim wymysłem. Wcale nie zamierzam się z nimi spierać. Wszystkiego co piszę staram się dowieść empirycznie w oparciu o moją wewnętrzną logikę i bodźce zewnętrzne. Chciałbym podzielić się z wami, jak według mnie, biorąc pod rozwagę wyłącznie 4 wymiary, w których żyjemy, powstał i wygląda wszechświat...

Na początku był wielki wybuch. O tym skąd wzięła się energia potrzebna do spowodowania wielkiego wybuchu napiszę niebawem. Jak wielki był ten wybuch? Był tak wielki, że wyrzucona z jego epicentrum materia i antymateria poruszała się z różnymi prędkościami. Bez względu na teorie Einsteina, prędkości poruszania się antymaterii przekraczały nawet prędkość światła. Jak wyglądał ten wielki wybuch? Wyobraźcie sobie eksplozję w próżni. Materiał poleciał po prostu bezładnie we wszystkie strony bezkresnego kosmosu. Gdyby jednak początkiem wielkiego wybuchu była nicość, to materiał rozprzestrzeniłby się w kosmosie idealnie równomiernie we wszystkich kierunkach i wszechświat byłby wtedy idealną kulą. Tak się jednak wcale nie stało, bo wszechświat ma raczej kształt spłaszczonej kuli, a cząsteczki materii i antymaterii są rozrzucone bez symetrii środkowej względem epicentrum wybuchu.

W momencie wybuchu najszybciej poruszał się ten materiał, który był najdalej od epicentrum, ponieważ nic nie znajdowało się na jego drodze i nie spowalniało jego ruchu. Materiał znajdujący się bliżej epicentrum, choćby nawet posiadał większą prędkość, wytraciłby ją w wyniku zderzenia się z materiałem, który znajdował się na jego drodze, a w wyniku tego zderzenia ów materiał znajdujący się na drodze uzyskałby jeszcze większą prędkość niż uprzednio. Ale czy rzeczywiście nic, zupełnie nic nie zatrzyma tego materiału, który jest najdalej od epicentrum? Rozrzucone po całym wszechświecie cząsteczki i antycząsteczki posiadają przecież jakąś masę. Największe skupisko masy jest, a raczej kiedyś było, blisko epicentrum wielkiego wybuchu. Możnaby więc powiedzieć, że wielki wybuch posiadał kiedyś wielką masę. Skoro posiadał masę, posiadał także wielką siłę grawitacji. Wielki wybuch przyciągał więc spowrotem do siebie wszystko to, co wcześniej z siebie wyrzucił. Materii znacznie oddalonej od epicentrum nadał wielką prędkość i kierunek lotu w stronę epicentrum. Ale skoro większość materiału została wkrótce z epicentrum wyrzucona, proces ten jest obecnie powolny. Materiał, który powraca, porusza się wolniej, niż gdy został z epicentrum "wielkiego bum". Nie znaczy to jednak, że koniecznie wraca z prędkościami mniejszymi niż prędkość światła. Skoro większość materiału opuściła już ten rejon w okolicach epicentrum wielkiego wybuchu, to rejon ten jest już obecnie właściwie zupełnie pusty i nie stanowi oporu. Materiał powracający nie zwalnia więc, a nawet przyśpiesza, ale przyśpieszenie to jest niczym w porównaniu z tym przyśpieszeniem, które materiał posiadał w chwili wielkiego wybuchu.

Z dala od epicentrum wielkiego wybuchu wytworzyła się skorupa z materiału, który został wyrzucony najwcześniej. Skorupa ta posiada obecnie masę większą od masy epicentrum wielkiego wybuchu, a co za tym idzie - przyciąga do siebie wszystko to, co jest w środku. Wszystko to, co jest wewnątrz skorupy rozciągane jest siłami grawitacji. Dlatego właśnie wszechświat, a właściwie ta jego część znajdująca się wewnątrz skorupy rozszerza się. Kto wie, jak gruba jest ta skorupa i czy jej zewnętrzna część nadal jeszcze oddala się od epicentrum wielkiego wybuchu, czy już pod wpływem wzajemnych sił grawitacji wszystkich cząsteczek i antycząsteczek zaczyna się kurczyć. Dla nas ważne jest, że w każdej chwili przez nasz fragment kosmosu może sobie przefrunąć na przykład powracające w kierunku epicentrum wszechświata z prędkością większą od prędkości światła potężne zgrupowanie cząsteczek antymaterii i zderzyć się z materią, którą stanowimy my i nasza planeta i tym sposobem ten rejon ulegnie anihilacji. Takie cząsteczki antymaterii poruszające się z potężnymi prędkościami nazywamy potocznie czarnymi dziurami, a większość naukowców może się wreszcie przestać głowić się, czym owe czarne dziury są.

Ważne jest, że pewnego razu cała skorupa zapadnie się do wewnątrz i wtedy nastąpi kolejny wielki wybuch. Czyli ten wielki wybuch, którego jesteśmy częścią nie jest pierwszy i nie jest ostatni. Energii ani masy jak widać nie ubywa. Cały wszechświat rozrasta się po to, by potem się skurczyć i powstać na nowo. Każdy wielki wybuch zasilany jest działaniem grawitacji. Bóg jest początkiem i końcem.

Wszechświat to jedno zagadnienie, a powstanie ludzkości to zagadnienie drugie. Jestem zwolennikiem ewolucji Darwina, z tym jednak wyjątkiem, że należy do jego teorii doliczyć różne czynniki zewnętzne, mogące mieć znaczny wpływ na kształtowanie się ewolucji. Do takich czynników zewnętrznych zaliczyć można nie tylko naturalne zmiany klimatyczne, ale także interwencję kosmitów. Ten jednak temat szerzej poruszę być może innym razem. Grunt, że Bóg jest twórcą wszechświata - samonapędzającego się układu wielkich kosmicznych eksplozji i implozji, a cała reszta, czyli gwiazdy, planety, organizmy żywe, ludzkość są częścią jego wielkiego planu, w którym każda akcja pociąga za sobą reakcję. Stanowimy szczegół, bez którego wszechświat bez trudu mógłby się obyć, ale wtedy zaistniałby niewielki deficyt masy i energii. Masa i energia, oraz sposób w jaki została ułożona - oto czym są ludzie. Niestety od pradziejów zawsze wydawało się nam, że to my stanowimy pępek wszechświata. Wydaje się nam, że kiedyś zrozumiemy cały wszechświat. Podzieliły nas nasze poglądy na miliony tematów. Stworzyliśmy państwa, politykę, religie i naukę, zapominając o tym, że ogromu boskiej miłości nie da się zmierzyć i nauczyć.

Żeby udzielić odpowiedzi, trzeba poznać pytanie.

"Chciałbyś umoralniać ludzkość całego świata... chyba masz o sobie zbyt wysokie mniemanie." - powiedziała mi moja pani. Odrzekłem jej, że blogi mają to do siebie, iż nie każdy je czyta, a co za tym idzie, nie każdy będzie miał możliwość styczności z moimi morałami. Tylko te osoby, które odczuwają potrzebę skorzystania z mojej wiedzy (bez względu na to, dla jakich celów tą wiedzę wykorzystają), będą moje wypociny czytać.

Blog mój zawierać będzie różne bardziej lub mniej interesujące wątki na temat wszechświata, planety i ludzkości. Od dziecka zawsze miałem wrażenie, że rozumiem coraz więcej, mimo że inaczej niż mnie w szkole uczono. Wydaje mi się, że posiadam styczność z Bogiem i że za moim pośrednictwem Bóg przekazuje wam różnorakie informacje, które umieszczę w postach. Ale zamierzam także udzielać wam audiencji i publicznie odpisywać na wszelkie zadawane mi w komentarzach pytania, które mam nadzieję nasuną się w trakcie, gdy będę pisał.