... I wtedy właśnie Sowa zadzwoniła do niego. "Słuchaj mnie Królik." -
zaczęła mówić nie dając mu nawet dojść do słowa. Intuicyjnie wyczuwała,
jak Królikowi po drugiej stronie słuchawki coraz bardziej trzęsły się
ręce. - "Twoja pomoc jest dla mnie bardzo potrzebna. I Tobie również
zależy, żebyśmy wspólnie ubili interes. Masz ładne dzieci. Byłoby
przykro, gdyby pewnego dnia nie wróciły ze szkoły, prawda?" - zaczekała
chwilę na odpowiedź Królika. Nie miał wyjścia. Musiał się zgodzić.
Dlatego z drżącym głosem odpowiedział - "Dobrze, spotkajmy się."
Tego samego wieczoru pod wynajmowaną przez Puchatka i kilka innych
zamożnych osobistości jaskinię podpłynęła czarna jak noc cztero-osobowa
motorówka. Odgłos jej elektrycznego silnika ucichł i teraz bezładnie
bujała się na morskich falach po środku "uliczki". W nieoświetlonych
ścianach jednego z wielu tysięcy podmytych morską wodą kanionów jeszcze
przez chwilę odbijało się światło jej przedniego reflektora. Po
stromych, zewnętrznych, stalowych schodach potajemnie schodził
zakapturzony cieć. Co jakiś czas wychylał się przez poręcz, żeby
zobaczyć z góry czekającą na niego na dole osobę. Dopiero będąc już na
dole na niewielkim molo Królik zauważył sylwetkę osobnika za sterem
motorówki. Osobnik również był zakapturzony. Z przodu spod kaptura
wystawał mu jedynie nos. Z tyłu był chyba garbaty... nie, to po prostu
były jego tylne kończyny. "Właź Pan, Panie Królik." - odezwał się
sternik swoim ponurym głosem. - "Mam zadanie zawieźć Pana do Pani Sowy."
- dodał zsuwając z głowy kaptur. Oczom Królika ukazały się pokaźnej
wielkości oklapłe ośle uszy. - "Dobrze, Proszę Pana." - odpowiedział
Królik gramoląc się na pokład motorówki. "Wołają na mnie Kłapouchy. Pani Sowa czeka na Pana w swojej dziupli." - odrzekł osioł podając Królikowi
swoje kopyto.